W świecie baśni
Ten koncert był inny od
dotychczasowych koncertów 54. Wratislavii Cantans. Wydarzenie odbyło się w
ramach projektu MusMa, European Broadcasting Project. W Sali Czarnej NFM
(09.09) uczestniczyliśmy w polskim prawykonaniu utworów młodych kompozytorów.
Dzieła powstały na zamówienie festiwali i instytucji biorących udział w
projekcie. Łączył je jeden wspólny mianownik – baśnie oraz związane z nimi
poszukiwanie tożsamości kulturowej.
Baśnie są nieodłączną częścią
ludzkiej egzystencji. Od urodzenia do
śmierci towarzyszą nam niemal bez przerwy. Najpierw w dzieciństwie, potem za
pośrednictwem naszych dzieci i wnuków. Potrzebujemy tych magicznych opowieści, bo dzięki nim
dowiadujemy się o dobru i złu. To one rozwijają naszą wyobraźnię, kształtują
wrażliwość, przygotowują do życia w społeczeństwie. Nie dziwi więc fakt, że od
wielu wieków są inspiracją dla artystów, w tym oczywiście dla muzyków. Dość
wspomnieć o tak znaczących dziełach inspirowanych baśniami jak np.: „Rusłan i
Ludmiła” Glinki, „Kalevala” Sibeliusa, „Peer Gynt” Griega, „Szecherezada”
Rimskiego-Korskova, czy „Zamek Sinobrodego” Bartóka.
Pochodzący z różnych krajów młodzi
artyści, których utwory usłyszeliśmy wczoraj we Wrocławiu, byli uczestnikami
konkursu oraz warsztatów w Filipstad. Ich kompozycje miały premierę w Brukseli
29. marca, w ramach Klarafestival. Zanim napiszę o programie koncertu, chciałam
w kilku słowach pochwalić wykonawców, których zadanie było wczoraj niełatwe.
Interpretowanie dzieł współczesnych jest trudnym zadaniem dla wokalistów. Często
poza wyrównanym emisyjnie głosem, dobrą dykcją i świetną techniką oddechową
kompozytor oczekuje od śpiewaków znakomitego aktorstwa, umiejętności gry na
instrumentach perkusyjnych, a nawet traktowania głosu w zgoła inny niż
zazwyczaj, sonorystyczny sposób. Trudne są również duże skoki w melodyce, czy
dysonansowe współbrzmienia. Wszystkie te „przeszkody” nie wpłynęły wczoraj
negatywnie na interpretację współczesnych wizji baśni przez grupę szwedzkich
wokalistów (Jessica Bӓcklund – sopran, Elin Lannemyr - alt, Love Tronner -
tenor i David Wijkman - baryton. W wykonaniu utworów wspierała ich charyzmatyczna aktorka
Stina Ekblad, występująca w roli narratora.
Szwedka Andrea Tarrodi (ur. 1981) w Vintergatan (Mleczna Droga) opracowała muzycznie fragment tekstu Zachariasa Topeliusa,
mówiący o miłości rozdzielonych Salami i Zulamita. Kochankowie ci znajdując się
na dwóch biegunach, aby móc się spotkać budują most do siebie. Tekst
był
realizowany w subtelny, liryczny sposób głównie przez narratorkę. W przerwach
opowieści śpiewacy wykonywali burdonowe frazy w przyjemnej dla ucha artykulacji
mormorando. Uwagę zwracały też ich
barwne, „samogłoskowe” wokalizy.
Holenderski gitarzysta i kompozytor
Aart Strootman (ur. 1987) w Once upon a Two Times Three (Pewnych dwóch razów trzy razy)
skoncentrował się głównie na aspekcie rytmicznym. Zainicjowana przez narratorkę
baśniowa opowieść szybko zmieniła się w długo trwającą wyliczankę wokalistów,
opartą na dysonansowych skokach melodycznych. Przez większą część kompozycji
słyszeliśmy tylko cyfry i liczby, które w opowiadaniach fantastycznych pełnią
rolę symboliczną. Była to więc wizja baśni dalece przetworzona i pozbawiona,
jakże istotnego dla tego gatunku, aspektu narracji. Słuchając Once upon a Two Times Three miałam w
głowie myśl, że nawet ciekawy pomysł nuży słuchacza, gdy trwa zbyt długo i jest
zbyt intensywnie powtarzany.
Holenderka Liesbeth Decrock (ur.
1990) w I Am sięgnęła do zbioru wierszy Knots
Ronalda Lainga. Podmiot liryczny szuka w nich w desperacki sposób swojej
tożsamości. Kompozytorka dodała do tekstu wiele baśniowych postaci, pośród
których bohater pragnie odnaleźć samego siebie. Były to m.in.:
jednorożce, wiedźmy, wilkołaki, wampiry. Przyznam, że w rezultacie tego
zabiegu, nie znając wierszy Lainga (tym bardziej na pamięć), straciłam
poczucie, co jest w tych lirykach napisane przez samego poetę. To wrażenie
zagubienia się w tekście i jego znaczeniach wynagrodziła mi jednak ciekawie
napisana i wykonana partia wokalna pełna repetowanych sylab w wyostrzonej
artykulacji, z dynamicznych strettem,
i dużą zmiennością nastrojów.
Za najciekawszy utwór z wczorajszego
koncertu uznaję The Formidable Mill
Jeana-Françoisa Junga (ur. 1982). Kompozycja ta, nosząca podtytuł: Kolapsologiczna alegoria na sopran, alt,
tenor bas, narratora oraz misę
tybetańską zaskoczyła od strony muzycznej (i nie tylko) mnogością nawiązań
do dzieł z różnych epok. Czego tu nie było! Politekstowość rodem ze
średniowiecznego motetu (narrator używał języka polskiego i angielskiego,
wokaliści francuskiego), imitazione della
natura i dźwiękonaśladowcze dialogi w głosach wokalnych (przypomnienie
renesansowych madrygałów). Zostały zastosowane archaizacje w melodyce i
fakturze, a wśród nich pojawiły się także motywy nawiązujące do muzyki ludowej.
Nie były to jednak cytaty z konkretnych dzieł,
czy z folkloru lecz jedynie
współczesne nawiązania i przetworzenia ich, w bardzo dobrym stylu. Utwór ten
zwrócił również uwagę ciekawą fabułą, tak niezbędną w baśniach. Historia o zaklętym, diabelskim młynie mroziła krew w żyłach. Klamrą spinającą
formę były początek i zakończenie opowieści w języku polskim. Kompozycja
ta została napisana ze znawstwem specyfiki głosu ludzkiego. Śpiewacy nie męczyli się, co zaowocowało ich dużym
zaangażowaniem w wykonanie dzieła. Również narratorka wykonała znakomicie swoją partię.
Foam (Piana) Krzysztofa Rau (ur. 1995) była ostatnim utworem
prezentowanym w naszej podróży przez świat baśni. W zamyśle twórcy to nie tylko
muzyczna ilustracja Syreny Andersena,
ale przede wszystkim opowieść o zazdrości doprowadzającej do tragedii ludzkiej.
Nasycona szelestami, szumami, piskami, szeptami i krzykami kompozycja (którą
skądinąd mistrzowsko wykonali rozstawieni w czterech kątach sali wokaliści, z
narratorem na środku sceny) nie przekonała mnie jednak. Nie powiedziano w niej
muzycznie nic nowego, zaś fabuła i jakże ważne przesłanie przepadły w gąszczu sonorystycznych zabaw...
Koncert w ramach MusMa jest zawsze
dla słuchaczy szansą na poznanie nowych nazwisk w świecie muzyki współczesnej, zaś dla
twórców to możliwość na zaistnienie ich dzieł w prestiżowych salach koncertowych,
w wykonaniu znanych artystów. Cieszy więc fakt, że Wratislavia Cantans
włączyła się po raz kolejny w ten projekt.
Fot. Joanna Stoga/Archiwum NFM