Od czwartku do soboty w NFM
O repertuarze NFM można
śmiało powiedzieć, że jest on wzorcową ilustracją zasady: „dla każdego coś
miłego”. Dość spojrzeć na propozycje z ostatnich trzech dni, by docenić mnogość
pomysłów pracowników tej instytucji. Miłośników muzyki XX wieku oraz tej
najnowszej z pewnością ucieszył czwartkowy wieczór (24.10), ale również piątkowy
(25.10), w programie którego znalazły się dzieła Bartóka, Widmanna i
Beethovena. Sobotni koncert (25.10) wypełniły zaś utwory od baroku po romantyzm.
Ligeti i prawykonania
Uczestniczenie w
prawykonaniach dzieł żyjących kompozytorów jest zawsze wielkim przeżyciem. Oto
bowiem słuchacze stają się świadkami realnych narodzin utworu, który wcześniej
był jedynie wytworem wyobraźni kompozytora oraz dźwiękami zaklętymi na
pięciolinii w nuty. Moment prawykonania jest niełatwy przede wszystkim dla
instrumentalistów, którzy często wiedzą, że autor siedzi gdzieś na sali i
bacznie obserwuje ich grę.
LutosAir Quintet w
składzie: Jan Krzeszowiec (flet), Karolina Stalmachowska (obój), Maciej Dobosz (klarnet), Alicja
Kieruzalska (fagot), Mateusz Feliński (róg) poradził sobie z tym zadaniem
znakomicie. To jeden z najbardziej wszechstronnych i aktywnych zespołów dętych
w naszym kraju. Jest złożony z doświadczonych artystów, na których zamówienie
wielu współczesnych kompozytorów pisze swoje dzieła. Skład grupy został w
niektórych utworach powiększony o klarnet basowy (Tomasz Żymła), trąbkę (Aleksander
Kobus) i puzon (Paweł Maliczowski).
Z nowszych dzieł jako
pierwszy zabrzmiał DrJanKeys Dawida
Pajdzika (rocznik 1984). Autor jest altowiolistą i wykładowcą Akademii Sztuki w
Szczecinie. Jego miniatura została zdominowana przez pracę motywiczną. Utwór
był oparty w zasadzie na jednym temacie i towarzyszącym mu kontrapunkcie. Zwarta,
skondensowana forma, utrzymana w konwencji neoklasycyzmu, prowadziła od motoryki
(wypływającej z częstych repetycji dźwięków) do tęsknej zadumy. LutosAir i
Tomasz Żymła, którym kompozytor dedykował to dzieło, zadbali o zbudowanie
przekonującej kulminacji.
Kolejnym utworem był Sekstet dęty Ewy Podgórskiej (rocznik
1956) - cenionej polskiej kompozytorki, która ukończyła studia pod kierunkiem
Zygmunta Herembeszty. Laureatka wielu nagród, której dzieła były wielokrotnie
wykonywane na najważniejszych polskich festiwalach muzyki współczesnej, o swoim
pierwszym Sekstecie dętym napisała:
„W utworze zastosowałam różne faktury, a narracja miejscami jest dość kapryśna.
Czynnik scalający stanowi powracający „ponury” motyw w najniższym rejestrze
oboju”. Sekstet zaskakiwał mnogością
„drapieżnych” brzmień, nasyconych m.in. trylami, czy glissandem. Momentami przywodził na myśl punktualizm. Zwracał też uwagę
pełnią ekspresji, przekazywanej sobie nawzajem przez poszczególnych
instrumentalistów. Każdy artysta był tu solistą, jednak najaktywniejsze okazały
się trąbka i puzon.
Nikola Kołodziejczyk
(rocznik 1986), kompozytor, aranżer, pianista i dyrygent jest laureatem dwóch
Fryderyków w dziedzinie muzyki jazzowej. Jego doświadczenia związane ze
sztuką improwizacji znalazły swe odbicie
w utworze Ranwers na klarnet basowy i
kwintet dęty. Czteroczęściowe dzieło (I. Ranwers, II. Fletner, III. Kobra
Pugaczowa, IV. Kawa nad Annaputną) dedykowane LutosAir i Tomaszowi Żymle, który
wystąpił tu w roli solisty, ale również niejako dyrygenta, zostało zamówione
przez Instytut Muzyki i Tańca. Tytuł utworu i nazwy jego poszczególnych części
nawiązywały do akrobacji lotniczych i figur wykorzystywanych w tych
akrobacjach. Stąd pierwsza część, zwłaszcza melodyką i agogiką, przywodziła na
myśl kołowanie, szybkie zmienianie kierunku lotu, wślizg pod skrzydło i strome
wznoszenie się do góry. Druga część, przepełniona brzmieniami tonalnymi,
wzbogacona została przedęciami i perkusyjnym wykorzystaniem klapek. Zwracała
uwagę precyzja wykonania i zjawiskowe pianissimo.
Trzecia część była przykładem aleatoryzmu kontrolowanego. Na oczach słuchaczy
każdy jej fragment rodził się poprzez użycie jednego z pięciu gestów, którym
poszczególni wykonawcy mogli wpływać na zmianę kształtu dzieła. Skład poszerzył
się o instrumenty perkusyjne z zestawu instrumentów Orffa. Zapamiętałam
zwłaszcza ostatnią część - efektowną partię klarnetu basowego, kantylenę rożka
angielskiego, majestatyczny fagot i szlachetny róg oraz „rozmigotane” klarnet i
flet.
Pomimo wielu ciekawych
pomysłów ukazanych w trzech współczesnych kompozycjach uważam, że najbardziej
interesującym punktem programu było Sześć
bagatel György Ligetiego. Przepełnione dysonansami, niekiedy energiczne i
motoryczne, w innych momentach sielskie i sielankowe, aż po triumfalne
zakończenie kompozycje, zaskakiwały niezwykle syntetyczną, skondensowaną formą,
a instrumentaliści mogli w pełni zaprezentować swoje umiejętności techniczne i
interpretacyjne i zrobili to z wielkim powodzeniem.
Gdybym była
organizatorem tego koncertu, ułożyłabym utwory w odwrotnej kolejności –
najpierw prezentując nowsze kompozycje, a na sam koniec dzieła Ligetiego.
Trudno jest bowiem dorównać tak genialnemu twórcy i nie wypaść blado
prezentując się po nim.
Dwa oblicza Beethovena
oraz Bartók
Piątkowy koncert
(25.10) zatytułowany „Tradycja i awangarda” dzielił się na dwie wyraźne części.
Pierwsza z nich była Beethovenowska, druga została poświęcona osobie Béli
Bartóka – jednego z największych kompozytorów XX wieku.
Jako pierwszy zabrzmiał
stosunkowo nowy utwór (bo z 2008 roku)
Jörga Widmanna (rocznik 1973) – Con brio
– uwertura koncertowa na orkiestrę. Niemiecki kompozytor (a jednocześnie
dyrygent i klarnecista) napisał go na zamówienie Bayerische Rundfunk.
Inspiracją dla Widmanna były Symfonie nr 7 i 8 Ludwiga van Beethovena. W tym
utworze nie można odnaleźć dosłownych cytatów z dzieł Beethovena, ale niewątpliwie
jest tu zastosowany lubiany przez niego rodzaj instrumentacji oraz, jak mówi
autor uwertury, nawiązanie w brzmieniu do „furii i rytmicznej uporczywości”,
charakteryzujących symfonie (i nie tylko) genialnego Klasyka Wiedeńskiego.
Czy odnalazłam w tej
kompozycji współczesny dialog z Mistrzem z Bonn? Jak najbardziej. Dość
wspomnieć o uwielbianych przez Beethovena powtórzeniach akordów, wielokrotnym tremolo
kotłów, ekspresji prowadzonej w dynamice od pp
do fff, snuciu motywicznym,
dialogowaniu pomiędzy poszczególnymi grupami instrumentów oraz dbaniu o
właściwe proporcje brzmienia. Z nowoczesnych pomysłów instrumentacyjnych nie
zabrakło m.in. eksponowania flażoletów w wysokich rejestrach skrzypiec i w instrumentach
dętych, przedęć i poszerzenia grupy instrumentów perkusyjnych.
IV
Koncert fortepianowy G-dur op. 58 Beethovena wykonała jedna z
najbardziej cenionych pianistek naszych czasów - Elisabeth Leonskaja. Trudno
nie zauważyć, że w tym miesiącu w NFM zaprezentowało się kilkoro naprawdę
ciekawych pianistów, z których każdy wykazał indywidualne podejście do
instrumentu i literatury pianistycznej. Barwne, ale subtelne brzmienie Barry
Douglasa
(Koncert fortepianowy a-moll
Schumanna), monumentalne i pełne fantazji interpretacje Romana Salyutova (wielki
recital złożony z dzieł kompozytorów XIX i XX wieku) i wreszcie koncert
prawdziwie „Skowronkowy” Beethovena! Leonskaja – prawdziwa muzyczna arystokratka
- czarująca, skupiona, selektywna, delikatna, ale też mocna w charakterze i
dźwięku (w momentach kulminacji) - Wielka Artystka. Nie sposób nie cieszyć się
tym, że Wrocław gości w tym sezonie prawdziwych mistrzów fortepianu.
Piękna kadencja z
pierwszej części, choć zagrana klasycznie, prawie Mozartowska w brzmieniu,
zaskoczyła romantycznym „rozmigotaniem”. Wspaniałe były też fragmenty grane
przez instrumenty dęte drewniane. Część II, niezwykle dramatyczna okazała się
prawdziwym majstersztykiem, zarówno w interpretacji solistki, jak i orkiestry (w
symfonicznym koncercie Beethovena orkiestra jest przecież pełnoprawnym
partnerem fortepianu, który tutaj brzmiał tak, jak instrument z epoki
kompozytora). Trzecia część była popisem wirtuozerii pianistki, jak i całego
zespołu. W pełni satysfakcjonujące wykonanie było oczywiście również zasługą bardzo
zdolnego, młodego dyrygenta z Węgier – Róberta Farkasa, który czuwał nad każdym
szczegółem.
Jako bis Elisabeth
Leonskaja wykonała niezwykle intymnie Nokturn op. 55 nr 2 Fryderyka Chopina,
który pod jej palcami przypominał bardziej dzieło Schuberta, czy Fielda.
Na zakończenie wieczoru
zabrzmiał Koncert na orkiestrę Béli
Bartóka. Genialne dzieło, nasycone ludowymi tematami z Węgier, Rumunii i Czech
(jedną z pasji kompozytora był folklor z tych krajów), ale też pełne odniesień
do nurtów popularnych w XX wieku (m.in. impresjonizm i ekspresjonizm), oraz do
czołowych twórców (Debussy, Schönberg, Szostakowicz), zabrzmiało w wykonaniu
NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą Róberta Farkasa pewnie i błyskotliwie,
potwierdzając wysoki poziom naszych Symfoników.
Na deser Leopoldinum
Na sobotni koncert NFM
Orkiestry Leopoldinum i znakomitego skrzypka – Kolji Blachera bilety wyprzedały
się już kilka tygodni temu… W trakcie koncertu zrozumiałam, dlaczego. Dawno nie
słyszałam Orkiestry Leopoldinum, więc przyznam szczerze, że miałam wielką
przyjemność uświadomić sobie, jak dobrą mamy we Wrocławiu orkiestrę smyczkową.
Wyrównane brzmienie zespołu, pełne zaangażowanie jego wszystkich członków,
świetne opanowanie materiału, a przede wszystkim radość ze wspólnego
muzykowania, jaką było widać u artystów sprawiły, że uczestniczenie w tym
koncercie było dla słuchaczy czystą przyjemnością. Kolja Blacher zaprezentował
się nie tylko jako fantastyczny skrzypek-solista, ale również dyrygent z
interesującą wizją wszystkich dzieł wybranych na koncert. Koncert skrzypcowy a-moll BWV 1041 Johanna Sebastiana Bacha
poprowadził na zasadzie kontrastów – ostre brzmienie w częściach skrajnych,
środkowa część - liryczna, z szerokimi frazami. Orkiestra mimo dużego brzmienia
wynikającego z użycia współczesnych instrumentów, dzięki wyrazistej
interpretacji osiągnęła idiom dźwiękowy zbliżony do barokowego. Interesująco
zaprezentowała się realizująca na klawesynie partię basso continuo Marta Niedźwiecka.
Pięknie wykonana
została również Serenada na smyczki E-dur
op. 22 Antonína Dvořáka. Najbardziej spodobały mi się część II – namiętny,
elegancki, ale słowiański w charakterze walc oraz część III, kapryśna, zmienna
w nastrojach.
Monumentalna IX Sonata skrzypcowa A-dur op. 47
Ludwiga van Beethovena „Kreutzerowska” w aranżacji R. Tongettiego brzmiała
miejscami niczym koncert skrzypcowy. Najciekawsza była część III, skoczna i
wirtuozowska. Bardzo cieszę się z tego, że w NFM Orkiestra Leopoldinum ma w
swoim składzie nie tylko dobrych skrzypków, ale również bardzo dobrych
altowiolistów i wiolonczelistów. To właśnie te instrumenty (plus kontrabas)
wielokrotnie przyciągnęły moją uwagę w trakcie sobotniego koncertu, zakończonego
owacją na stojąco.
Fot. z koncertu „Bagatele
i premiery” (24.10) Sławek Przerwa/Archiwum NFM
Fot. z koncertu „Tradycja
i awangarda” (25.10) Sławek Przerwa/Archiwum NFM
Fot. z koncertu „W
hołdzie mistrzowi” (26.10) Joanna Stoga/Archiwum NFM