Od czwartku do soboty w NFM

Ligeti i prawykonania

LutosAir Quintet w
składzie: Jan Krzeszowiec (flet), Karolina Stalmachowska (obój), Maciej Dobosz (klarnet), Alicja
Kieruzalska (fagot), Mateusz Feliński (róg) poradził sobie z tym zadaniem
znakomicie. To jeden z najbardziej wszechstronnych i aktywnych zespołów dętych
w naszym kraju. Jest złożony z doświadczonych artystów, na których zamówienie
wielu współczesnych kompozytorów pisze swoje dzieła. Skład grupy został w
niektórych utworach powiększony o klarnet basowy (Tomasz Żymła), trąbkę (Aleksander
Kobus) i puzon (Paweł Maliczowski).


Nikola Kołodziejczyk
(rocznik 1986), kompozytor, aranżer, pianista i dyrygent jest laureatem dwóch
Fryderyków w dziedzinie muzyki jazzowej. Jego doświadczenia związane ze
sztuką improwizacji znalazły swe odbicie
w utworze Ranwers na klarnet basowy i
kwintet dęty. Czteroczęściowe dzieło (I. Ranwers, II. Fletner, III. Kobra
Pugaczowa, IV. Kawa nad Annaputną) dedykowane LutosAir i Tomaszowi Żymle, który
wystąpił tu w roli solisty, ale również niejako dyrygenta, zostało zamówione
przez Instytut Muzyki i Tańca. Tytuł utworu i nazwy jego poszczególnych części
nawiązywały do akrobacji lotniczych i figur wykorzystywanych w tych
akrobacjach. Stąd pierwsza część, zwłaszcza melodyką i agogiką, przywodziła na
myśl kołowanie, szybkie zmienianie kierunku lotu, wślizg pod skrzydło i strome
wznoszenie się do góry. Druga część, przepełniona brzmieniami tonalnymi,
wzbogacona została przedęciami i perkusyjnym wykorzystaniem klapek. Zwracała
uwagę precyzja wykonania i zjawiskowe pianissimo.
Trzecia część była przykładem aleatoryzmu kontrolowanego. Na oczach słuchaczy
każdy jej fragment rodził się poprzez użycie jednego z pięciu gestów, którym
poszczególni wykonawcy mogli wpływać na zmianę kształtu dzieła. Skład poszerzył
się o instrumenty perkusyjne z zestawu instrumentów Orffa. Zapamiętałam
zwłaszcza ostatnią część - efektowną partię klarnetu basowego, kantylenę rożka
angielskiego, majestatyczny fagot i szlachetny róg oraz „rozmigotane” klarnet i
flet.
Pomimo wielu ciekawych
pomysłów ukazanych w trzech współczesnych kompozycjach uważam, że najbardziej
interesującym punktem programu było Sześć
bagatel György Ligetiego. Przepełnione dysonansami, niekiedy energiczne i
motoryczne, w innych momentach sielskie i sielankowe, aż po triumfalne
zakończenie kompozycje, zaskakiwały niezwykle syntetyczną, skondensowaną formą,
a instrumentaliści mogli w pełni zaprezentować swoje umiejętności techniczne i
interpretacyjne i zrobili to z wielkim powodzeniem.
Gdybym była
organizatorem tego koncertu, ułożyłabym utwory w odwrotnej kolejności –
najpierw prezentując nowsze kompozycje, a na sam koniec dzieła Ligetiego.
Trudno jest bowiem dorównać tak genialnemu twórcy i nie wypaść blado
prezentując się po nim.
Dwa oblicza Beethovena
oraz Bartók

Jako pierwszy zabrzmiał
stosunkowo nowy utwór (bo z 2008 roku)
Jörga Widmanna (rocznik 1973) – Con brio
– uwertura koncertowa na orkiestrę. Niemiecki kompozytor (a jednocześnie
dyrygent i klarnecista) napisał go na zamówienie Bayerische Rundfunk.
Inspiracją dla Widmanna były Symfonie nr 7 i 8 Ludwiga van Beethovena. W tym
utworze nie można odnaleźć dosłownych cytatów z dzieł Beethovena, ale niewątpliwie
jest tu zastosowany lubiany przez niego rodzaj instrumentacji oraz, jak mówi
autor uwertury, nawiązanie w brzmieniu do „furii i rytmicznej uporczywości”,
charakteryzujących symfonie (i nie tylko) genialnego Klasyka Wiedeńskiego.
Czy odnalazłam w tej
kompozycji współczesny dialog z Mistrzem z Bonn? Jak najbardziej. Dość
wspomnieć o uwielbianych przez Beethovena powtórzeniach akordów, wielokrotnym tremolo
kotłów, ekspresji prowadzonej w dynamice od pp
do fff, snuciu motywicznym,
dialogowaniu pomiędzy poszczególnymi grupami instrumentów oraz dbaniu o
właściwe proporcje brzmienia. Z nowoczesnych pomysłów instrumentacyjnych nie
zabrakło m.in. eksponowania flażoletów w wysokich rejestrach skrzypiec i w instrumentach
dętych, przedęć i poszerzenia grupy instrumentów perkusyjnych.
IV
Koncert fortepianowy G-dur op. 58 Beethovena wykonała jedna z
najbardziej cenionych pianistek naszych czasów - Elisabeth Leonskaja. Trudno
nie zauważyć, że w tym miesiącu w NFM zaprezentowało się kilkoro naprawdę
ciekawych pianistów, z których każdy wykazał indywidualne podejście do
instrumentu i literatury pianistycznej. Barwne, ale subtelne brzmienie Barry
Douglasa
(Koncert fortepianowy a-moll
Schumanna), monumentalne i pełne fantazji interpretacje Romana Salyutova (wielki
recital złożony z dzieł kompozytorów XIX i XX wieku) i wreszcie koncert
prawdziwie „Skowronkowy” Beethovena! Leonskaja – prawdziwa muzyczna arystokratka
- czarująca, skupiona, selektywna, delikatna, ale też mocna w charakterze i
dźwięku (w momentach kulminacji) - Wielka Artystka. Nie sposób nie cieszyć się
tym, że Wrocław gości w tym sezonie prawdziwych mistrzów fortepianu.
Piękna kadencja z
pierwszej części, choć zagrana klasycznie, prawie Mozartowska w brzmieniu,
zaskoczyła romantycznym „rozmigotaniem”. Wspaniałe były też fragmenty grane
przez instrumenty dęte drewniane. Część II, niezwykle dramatyczna okazała się
prawdziwym majstersztykiem, zarówno w interpretacji solistki, jak i orkiestry (w
symfonicznym koncercie Beethovena orkiestra jest przecież pełnoprawnym
partnerem fortepianu, który tutaj brzmiał tak, jak instrument z epoki
kompozytora). Trzecia część była popisem wirtuozerii pianistki, jak i całego
zespołu. W pełni satysfakcjonujące wykonanie było oczywiście również zasługą bardzo
zdolnego, młodego dyrygenta z Węgier – Róberta Farkasa, który czuwał nad każdym
szczegółem.
Jako bis Elisabeth
Leonskaja wykonała niezwykle intymnie Nokturn op. 55 nr 2 Fryderyka Chopina,
który pod jej palcami przypominał bardziej dzieło Schuberta, czy Fielda.

Na deser Leopoldinum


Monumentalna IX Sonata skrzypcowa A-dur op. 47
Ludwiga van Beethovena „Kreutzerowska” w aranżacji R. Tongettiego brzmiała
miejscami niczym koncert skrzypcowy. Najciekawsza była część III, skoczna i
wirtuozowska. Bardzo cieszę się z tego, że w NFM Orkiestra Leopoldinum ma w
swoim składzie nie tylko dobrych skrzypków, ale również bardzo dobrych
altowiolistów i wiolonczelistów. To właśnie te instrumenty (plus kontrabas)
wielokrotnie przyciągnęły moją uwagę w trakcie sobotniego koncertu, zakończonego
owacją na stojąco.
Fot. z koncertu „Bagatele
i premiery” (24.10) Sławek Przerwa/Archiwum NFM
Fot. z koncertu „Tradycja
i awangarda” (25.10) Sławek Przerwa/Archiwum NFM
Fot. z koncertu „W
hołdzie mistrzowi” (26.10) Joanna Stoga/Archiwum NFM