Weekend z Kulturą

 

To był piękny czas. Weekend z prawdziwą Kulturą przez duże „K”. Dni, które na długo pozostaną w mojej pamięci i w sercu. Jestem głęboko wdzięczna losowi za to, że mieszkam we Wrocławiu. Moje miasto daje wielkie możliwości ludziom kochającym sztukę. Trzeba tylko umieć to zauważyć. Nic więcej...


Inauguracja sezonu w NFM


Piątkowy koncert (1.10) Wrocławskich Filharmoników był wieczorem inaugurującym nowy sezon 2021/2022. Orkiestra i słuchacze wkroczyli w siódmy rok działalności Narodowego Forum Muzyki – budynku, który całkowicie odmienił muzyczne i kulturalne oblicze naszego miasta. Budynku, ale także i ludzi pracujących w nim, którzy stale to muzyczne oblicze Wrocławia odmieniają, bo przecież sztuki i atmosfery niezbędnej do jej kreowania nie tworzą najwspanialsze nawet budynki, lecz właśnie ludzie. A takich - zdolnych, kreatywnych i pracowitych osób - w NFM z pewnością nie brakuje.

Zabrzmiały dzieła Josepha Haydna, Igora Strawińskiego oraz Ludwiga van Beethovena. Orkiestra pod batutą dyrektora artystycznego zespołu - Giancarlo Guerrero – towarzyszyła pianiście Piotrowi Anderszewskiemu. 


 

Pisząc słowo „pianista” zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak dookreślić Anderszewskiego... Fenomenalny, charyzmatyczny, wybitny, to zbyt mało, by go opisać. Wszystkie te określenia wydają się przy nim zbyt płaskie, zbyt płytkie, zbyt komercyjne. Tymczasem gra Anderszewskiego jest przecież pozbawiona jakiegokolwiek cienia pustego popisu, jakiejkolwiek „taniości” rozwiązań scenicznych stosowanych przez niejednego wykonawcę. To Artysta na wskroś intelektualny, choć wzbudzający swą grą ogromne emocje, wyważony w interpretacjach, choć porywający. Słowem – ktoś naprawdę Wielki.

Sensacją było już to, że Piotr Anderszewski wprowadził do swojego repertuaru nowy utwór. Po raz pierwszy w Polsce zabrzmiał bowiem w jego wykonaniu V Koncert fortepianowy Es-dur „Cesarski” Ludwiga van Beethovena. Warto wspomnieć o tym, że było to dopiero trzecie wykonanie tego dzieła przez Anderszewskiego (wcześniejsze występy miały miejsce w Odessie i Palermo). 


 

Niesamowite było również to, że oprócz V Koncertu Beethovena Piotr Anderszewski zaprezentował we Wrocławiu słynny Koncert fortepianowy D-dur Josepha Haydna. Dzieło to jest bardzo często wykonywane w duchu niezwykle klasycznym, w wyważony i stonowany sposób. Jak zabrzmiało pod palcami Anderszewskiego? Świeżo i nowatorsko, energicznie, ale również lirycznie (choć był to liryzm pozbawiony pustego sentymentalizmu). Żywy puls rytmiczny, ciekawa akcentacja, dbanie o kształt każdego dźwięku, elegancja nie pozbawiona finezji – tym właśnie pianista mnie zdobył i zachwycił. To było prawdziwe „męskie granie” - zdecydowane i spójne. Anderszewski był liderem całości kreowanego wydarzenia. Stawał się nawet momentami demiurgiem. Niekiedy z solisty instrumentalisty zmieniał się w drugiego (a może nawet i pierwszego) dyrygenta, nie tracąc ani na moment kontaktu wzrokowego z orkiestrą i współuczestnicząc całym sobą w tym, co działo się muzycznie w zespole. Miałam wrażenie, że tematy z partii solowych przeplatają się z wątkami orkiestrowymi tak ściśle i spójnie, że trudno było określić, gdzie kończy się „współpraca”, a zaczyna „współzawodniczenie” między pianistą a pozostałymi muzykami. Było to po prostu mistrzowskie „concertare”. A Anderszewski był pianistą totalnym.

Autorskie kadencje - krótkie, a znakomicie pasujące do charakteru kompozycji – stały się dodatkowymi ozdobami dzieła Haydna.

Najbardziej poruszyła mnie jednak druga część (Un poco adagio), w której i solista i zespół osiągnęli tak piękne, nieziemskie piano, jakiego nie słyszałam nigdy wcześniej w innych interpretacjach tego utworu.

Żywiołowe i radosne Rondo all’Ungarese (część III) było nie tylko popisem wirtuozerii pianistycznej, ale również wrażliwości dźwiękowej pianisty.


 

Po Haydnie zabrzmiały Symfonie instrumentów dętych Igora Strawińskiego. Słysząc staranną interpretację tej kompozycji oraz czystość i intensywność tematów inspirowanych rosyjską muzyką ludową, po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu o tym, jak znakomitym rozwiązaniem było „zreformowanie” orkiestry NFM (co zawdzięczamy Andrzejowi Kosendiakowi).

Uważam, że pokerowym zagraniem było zatrudnienie w latach 2006–2013, w roli dyrektora artystycznego tej orkiestry tak doświadczonego i solidnego dyrygenta jakim jest Jacek Kaspszyk. Wykonał on wręcz tytaniczną pracę, przyczyniając się do wielkiego rozwoju tego zespołu.

Potem Kosendiak wpuścił do orkiestry powiew z zagranicy (a konkretnie z USA) - zatrudniając w latach 2013-2016 na tym stanowisku Benjamina Shwartza.

Nagrania polskich kompozytorów współczesnych (m.in. utworów symfonicznych Pawła Mykietyna, 2017 r.) i piękne towarzyszenie obchodom Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 to tylko jedna z wielu gałęzi działalności orkiestry NFM w tamtych latach. Wraz ze zdobyciem nowego poziomu technicznego i interpretacyjnego zespół wciąż nabierał pewności siebie, otrzymując nagrody fonograficzne (m.in. w 2011 Fryderyka za drugi album z cyklu Witold Lutosławski. Opera omnia, CD Accord) – pod batutą Jacka Kaspszyka. Regularne występy w prestiżowych salach koncertowych w Polsce, Europie oraz USA także przyczyniły się niewątpliwie do coraz wyższej jakości brzmienia orkiestry NFM. 


 

I wreszcie kolejny „strzał w dziesiątkę” - zaangażowanie w roli dyrektora artystycznego tego zespołu znakomitego Giancarlo Guerrero, pod którego batutą Wrocławscy Filharmonicy przygotowują kolejne ciekawe interpretacje, grając coraz pewniej, ze znacznie większym blaskiem i wdziękiem, niż kiedyś (czego dowodem był choćby ich piątkowy występ – zarówno w sekcji instrumentów dętych NFM, jak i w większym składzie).


 

Po Strawińskim i po Haydnie usłyszeliśmy na inauguracji sezonu nowatorsko zinterpretowany
V Koncert fortepianowy Es-dur
Beethovena. Zwykle dzieło to jest grane w nastroju heroicznym i „romantycznie”. Anderszewski wykonał je w duchu klasycznym – lekko i delikatnie. Dźwięk jaki uzyskał był niesamowicie selektywny i jednocześnie elegancki. Przez pozbawienie tej kompozycji „patosu” (zwłaszcza w części finałowej) pianista uzyskał niemal beztroski nastrój. Plastyczne zaprezentowanie formy i dramaturgii utworu, wspaniałe kontrastowanie barwy i artykulacji, ciekawie skonstruowane przetworzenie z pełną blasku kulminacją oraz fenomenalna współpraca solisty z dyrygentem i orkiestrą to tylko jedne z wielu cech tej na wskroś oryginalnej interpretacji.


 

Wrocławska publiczność zareagowała bardzo entuzjastycznie, nagradzając Artystę owacją na stojąco.

Nie był to jednak koniec występu. Piotr Anderszewski zagrał dwa piękne bisy. Znakomicie zabrzmiała pod jego palcami Bagatela op. 126 nr 1 Beethovena, którą Artysta wykonuje z powodzeniem od dawna. Urzekające było też Preludium f-moll Bacha z II tomu Das Wohltemperierte Klavier, które zarejestrowane zostało przez pianistę na jego najnowszej płycie wydanej przez Warner Classics (2021). Nagranie to gorąco polecam i będę jeszcze pisać o nim na blogu w najbliższym czasie.

Wychodząc z piątkowego koncertu zastanawiałam się nad kolejnymi wydarzeniami w jakich będziemy uczestniczyć w tym sezonie artystycznym w NFM. Tak wspaniała inauguracja bardzo wysoko ustawia poprzeczkę oczekiwań. To było rozpoczęcie sezonu od prawdziwie wysokiego „c”. Mam nadzieję, że pozostałe wydarzenia dostarczą równie mocnych przeżyć, a Piotra Anderszewskiego usłyszymy we Wrocławiu częściej, niż dotąd...

 

Skarb z czasów wielkiej zarazy i inne skarby Muzeum Narodowego we Wrocławiu


Sobotnie popołudnie upłynęło mi w towarzystwie sympatycznej i bardzo zdolnej wokalistki, z którą miałam przyjemność podziwiać słynny Skarb Średzki. Jest już tradycją, że kolekcję tą Muzeum Narodowe we Wrocławiu prezentuje zawsze przez trzy ostatnie miesiące roku.

W tym roku wystawa nosi tytuł: „Skarb Średzki. Cesarze, królowie, książęta” i jest otwarta od 1 października do 30 grudnia b.r.


 

Warto wspomnieć, w jaki sposób odnaleziono cuda, które można obejrzeć na parterze muzeum. Skarb odkryto zupełnie przypadkowo (w latach osiemdziesiątych XX wieku) w Środzie Śląskiej (niedaleko Wrocławia), podczas prac budowlanych przeprowadzanych w 1985 i 1988 roku przy ulicy Daszyńskiego oraz na wysypisku gruzu. Niestety został on w większości rozkradziony przez „odkrywców-amatorów” (co zaowocowało procesami karnymi i akcją milicji pod kryptonimem „Korona”).

To jedno z najważniejszych znalezisk archeologicznych XX wieku w Europie!


 

W jego skład wchodzą średniowieczne złote klejnoty koronne ze skarbca królów czeskich (którzy władali wówczas Śląskiem). Najpiękniejsza jest ślubna korona kobieca z orłami, z początku XIV wieku. Podziwiać można też niezwykłą, dużą cesarską zaponę z XIII wieku i inne precjoza sztuki zdobniczej (m.in. zawieszki, pierścienie, i in.) tamtych czasów, zachwycające choćby innym kolorem złota, znacznie cieplejszym, niż jego dzisiejsze stopy oraz pięknymi kamieniami i kształtami form biżuterii dawnych wieków.


 

Dopełnieniem znaleziska jest kilka tysięcy srebrnych i złotych monet. Jak te skarby znalazły się w Środzie Śląskiej? Wbrew pozorom w dość prosty sposób... Zostały oddane w zastaw tamtejszemu bankierowi żydowskiego pochodzenia, przez samego króla Czech (i późniejszego cesarza Rzeszy Niemieckiej) - Karola IV.

 

Dlaczego jednak precjoza i monety zostały ukryte przez właściciela w piwnicy kamienicy?

By to zrozumieć należy cofnąć się w czasie, aż do 1347 roku, do historii o której większość z nas wolałaby zapomnieć na wieki, z uwagi na jej dramatyzm i siłę rażenia. Jest ona znakomicie i zwięźle opisana na stronie Muzeum Narodowego we Wrocławiu:

we wrześniu 1347 roku dwanaście genueńskich statków handlowych płynących z Konstantynopola na Sycylię zawinęło do portu w Mesynie. Wkrótce po ich przybyciu odnotowano pierwsze zachorowania na przywleczoną z rejonu Morza Czarnego śmiertelną chorobę, dżumę dymieniczą. Zaraza nazwana „czarną śmiercią” lub „wielką plagą” ogarnęła w ciągu czterech lat obszar niemal całej Europy, zabijając trudną dziś do oszacowania liczbę jej mieszkańców. Populacja kontynentu zmniejszyła się o ponad jedną trzecią, a wiele opustoszałych miast nigdy nie odzyskało już dawnej świetności. Nie znając natury choroby, widziano w niej karę za grzechy, sprawców zaś szukano wśród społeczności diaspory żydowskiej, którą oskarżano o trucicielstwo wymierzone przeciwko chrześcijanom. Masowe eksterminacje gmin żydowskich przetoczyły się przez Europę, sięgając także Śląska, choć przypadków dżumy tu nie odnotowano. Masowo ukrywano wówczas dobra i majątki, licząc na ich odzyskanie po ustaniu prześladowań. Wiele skarbów miało jednak pozostać ukrytych na wieki, a słynne znalezisko ze Środy Śląskiej jest jednym z najważniejszych tak zwanych skarbów czasu „czarnej śmierci”.”




Kogo zainteresował Skarb Średzki, tego odsyłam do hasła w Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skarb_średzki

oraz na stronę Muzeum Narodowego we Wrocławiu: https://mnwr.pl, przede wszystkim jednak do samego muzeum, gdyż nie wystarczy o takich cudach czytać. To trzeba zobaczyć!

 

Darmowe soboty w muzeum


Przyznam, że choć uwielbiam Muzeum Narodowe, rzadko odwiedzam je w soboty. Miłym zaskoczeniem było więc dla mnie odkrycie, że w sobotę wszystkie ekspozycje stałe i czasowe można zwiedzić za darmo. Z prawdziwą radością obserwowałam tłum gości (w różnym wieku i nie tylko z Wrocławia) wędrujący przez kolejne sale i zachwycający się bogatymi kolekcjami – od sztuki średniowiecznej, po współczesną. Ja również przyłączyłam się do niego, przypominając sobie po raz kolejny, jak wybitne dzieła mieszkają w zabytkowym, ceglanym, porośniętym dzikim winem gmachu nad Odrą. 


 

Dość wspomnieć choćby o jednej z Madonn autorstwa słynnego Sassosferato, by częste wizyty w tym budynku stały się uzasadnione. 

W sobotę przemierzyłam wystawy:

Skarb Średzki (parter),

Śląska rzeźba kamienna XII-XVI w. (I piętro), 


Sztuka śląska XIV-XVI w. (I piętro),

 

Sztuka śląska XVI-XIX w. (I piętro), 



 

Sztuka polska XVII-XIX (II piętro), 


 

Sztuka europejska XV-XX w. (II piętro), 


 

Cudo-Twórcy (III piętro).


 

Ta ostatnia kolekcja, znajdująca się w niesamowicie pasującej do niej przestrzeni, na fantazyjnym strychu muzeum, była przeniesieniem się w świat sztuki użytkowej z różnych części świata.






Pół niedzieli z Chopinem


Pierwsza połowa dnia (03.10) upłynęła mi z muzyką Chopina, za sprawą I etapu przesłuchań XVIII Konkursu Chopinowskiego (konkursu, który potrwa aż do 23 października 2021). Dla mnie (i nie tylko dla mnie) jest to swoistego rodzaju wielodniowe Święto Narodowe. Każdy dzień przynosić będzie nam bowiem kolejne niespodzianki pianistyczne, a muzyka największego polskiego kompozytora rozbrzmiewać będzie tu i tam, w domach, w samochodach, w drodze do pracy i w innych miejscach, w których na co dzień może wcale jej nie słyszymy.

Przy tej okazji zachęcam gorąco do śledzenia konkursu na antenie TVP Kultura, bądź na specjalnie przygotowanej przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina w Warszawie platformie (gdyż czasem TVP Kultura ma słaby sygnał): https://chopin2020.pl/pl/news/article/207/kurier-chopinowski-online

Polecam samą stronę: https://chopin2020.pl/pl na której, w każdej z zakładek, można znaleźć wiele interesujących informacji związanych z konkursem. Posiadaczy smartfonów zachęcam do ściągnięcia aplikacji, jaką przygotował NIFC, by móc słuchać Chopina również poza domem.

Jeśli nie zdążymy obejrzeć, bądź wysłuchać (na antenie Polskiego Radia w Programie II, bądź w Radio Chopin) występów konkursowiczów na żywo, wszystko można odtworzyć na you tube: https://www.youtube.com/channel/UCSTXol20Q01Uj-U5Yp3IqFg

 

Kto wyróżnił się według mnie pozytywnie z młodych uczestników w pierwszej sesji konkursowych przesłuchań, psychicznie najtrudniejszej sesji, bo przecież zawsze najtrudniej jest rozpocząć tego rodzaju imprezę?

Rosjanin Arsenii Mun (https://chopin2020.pl/en/competitors/79/arsenii-mun), który już w pierwszym utworze - Nokturnie fis-moll op. 48 nr 2 pokazał wielką wrażliwość nie tylko na barwę dźwięków ale też na ich długość. Okazał się on również muzykiem próbującym przenieść na fortepian sztukę śpiewu bel canto, co niewątpliwie przydało się w muzyce Chopina, tak lubiącego opery (zwłaszcza Belliniego). Właśnie te piękne, długie frazy mam nawet po kilku dniach, i po wielu występach pozostałych uczestników, w pamięci. Podobała mi się też Etiuda a-moll op. 10 nr 2, wykonana w zawrotnym tempie, ze świetną lewą ręką.

Przekonała mnie również gra przedstawiciela Polski i Wietnamu. Việt Trung Nguyễn (https://chopin2020.pl/pl/competitors/82/viet-trung-nguyen), student Akademii Muzycznej w Bydgoszczy w klasie Katarzyny Popowej-Zydroń znakomicie wiedział, o co chodzi w gatunku „nokturn” (wykonał w subtelny sposób, bardzo ładnym dźwiękiem Nokturn Des-dur op. 27 nr 2). Muzykalność pokazał również w etiudach (c-moll op. 10 nr 12, a-moll op. 25 nr 4), z których spodobała mi się zwłaszcza ta druga. Świetna lewa ręka, podkreślanie polifonii, piękne postrzeganie czasu, ale również dramaturgia, tak niezbędna w Balladzie f-moll op. 52, zapadły mi w pamięć.

Interesujący był również Łotysz Georgijs Osokins (https://pl.chopin.nifc.pl/chopin/persons/text/page/101/id/7850), który brał już udział w poprzedniej edycji konkursu. Jak sam powiedział, w krótkim wywiadzie telewizyjnym, wcześniej nie umiał ćwiczyć. Dopiero po Konkursie Chopinowskim zaczął szukać swoich własnych metod na mądre ćwiczenie na fortepianie.

Z wyglądu przypominał Ferenca Liszta, co już mnie ujęło, gdyż do tego kompozytora i typu jego urody od zawsze miałam słabość. Jednak ostatecznie przekonał mnie do siebie męskim spojrzeniem - zdecydowanym, ale eleganckim - na Nokturn H-dur op. 62 nr 1, zakończonym w iście balladowym stylu, oraz etiudami – elegancko i z wdziękiem wykonaną Etiudą gis-moll op. 25 nr 6 oraz bardzo ciekawym leggiero, przeplatającym się z mocniejszymi dynamicznie miejscami w Etiudzie c-moll op. 10 nr 12. Zwróciłam uwagę na świetne operowanie czasem, tak w mniejszych formach, jak również w Balladzie As-dur op. 47.

I jeszcze jeden młody pianista zwrócił moją uwagę podczas niedzielnej sesji przedpołudniowej - Evren Ozel (https://chopin2020.pl/en/competitors/181/evren-ozel) ze Stanów Zjednoczonych. Zagrał on Chopina w zupełnie inny sposób, niż artyści o których wspomniałam wcześniej. Jego spojrzenie na Chopina było wyjątkowo skupione, poważne, rzeczowe. Artysta ten był bardzo skoncentrowany, nie pozwolił sobie na to, by zawładnęły nim emocje, zaś muzyka Chopina zabrzmiała pod jego palcami jak dzieło niemal naukowe.

Mam nadzieję, że usłyszę tych pianistów w następnym etapie.

Występ młodego wrocławianina Tomasza Maruta był niestety zbyt blady. Mimo muzykalności, jaką pianista zaprezentował w nokturnowej Etiudzie es-moll op. 10 nr 6, zdarzyły się liczne pomyłki tekstowe w kolejnych etiudach, a Scherzo E-dur op. 54, mimo ładnych momentów, miało zbyt „poszatkowaną” formę. Na szczęście wtorkowy, znakomity występ kolejnego reprezentanta wrocławskiej Akademii Muzycznej - Piotra Alexewicza (o którym napiszę innym razem) z klasy Pawła Zawadzkiego, dał nam nadzieję, na udział studenta z Wrocławia w II etapie Konkursu Chopinowskiego.


Zamknięcie wystawy


W tym miejscu miałam napisać o mojej drugiej połowie niedzieli, ale stwierdzam, że wystawa prac Ewy Kuryluk zasługuje na odrębny tekst. Tekst, który odda należycie jej rozmach i piękno. Zdradzam więc tylko Czytelnikom, że weekend zakończyłam w Muzeum 4 Kopuł we Wrocławiu, budynku niesamowitym, przestrzeni nieziemskiej, w której, w fantastycznym towarzystwie bardzo interesującej, uduchowionej malarki, spacerowałam podziwiając mistrzowskie dzieła Ewy Kuryluk, w ostatnim dniu wystawy Białe Fałdy Czasu.


 

Cóż to był za weekend – Anderszewski, Skarb Średzki i inne cuda z Muzeum Narodowego, w tle dźwięki muzyki Chopina i młodzi „Pianiści-Chopiniści”, a na koniec (po raz drugi) wspaniała wystawa z dziełami Kuryluk.


 

Coś takiego jest możliwe tylko w Polsce.

A większość z tych przeżyć jest możliwa tylko we Wrocławiu!




 




Fot. nr 1-5: Autor: Karol Sokołowski/ z Archiwum NFM

Fot. nr 6: Autor: Łukasz Rajchert/ z Archiwum NFM

Fot. nr 7: Korona królów czeskich, pocz. XIV w., fragm./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 8: J.w., fragm./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 9: Zapona z kameą, południowe Włochy, ok. 1260/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 10: J.w. fragm./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 11: Zawieszka, Węgry, XIII w./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 12: Zawieszka, Sycylia, początek XII i 2 poł. XIII w./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 13: Budynek Gmachu Głównego Muzeum Narodowego we Wrocławiu, fot. Anna Kowalów/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 14: Tympanon z Ołbina 4. ćw. XII w./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu

Fot. nr 15: Nieznany warsztat złotniczy, Herma relikwiarzowa św. Doroty, 1. ćw. XV w. i ok. 1500/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 16: Michael Willmann, Orfeusz grający zwierzętom, ok. 1670/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 17: Jan Matejko, Śluby Jana Kazimierza, 1893/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 18: Lucas Cranach Starszy, Ewa, ok. 1531/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 19: Igarashi Doho I (zm. 1687), Suzuribako – szkatułka na przybory do kaligrafii/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 20: Figury słoni z wazami na grzbietach, Chiny, Dynastia Qing (1644-1911)/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. nr 21: Zbigniew Horbowy, Kieliszki, lata 70. XX w./ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl

Fot. z wystawy pracy Ewy Kuryluk, Autor fot.: A. Podstawka/ Materiały prasowe Muzeum Narodowego we Wrocławiu, https://mnwr.pl


Popularne posty