Zwycięzca

 

W piątkowy wieczór (29.10.) Sala Główna Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu wypełniła się po brzegi. Stało się tak z powodu występu Bruce’a (Xiaoyu) Liu, zdobywcy I nagrody XVIII Konkursu Chopinowskiego.


Zwycięzca konkursu, od momentu otrzymania zaszczytnego I miejsca, nie ma chwili wytchnienia. Zaraz po zakończeniu najsłynniejszego w Polsce (i jednego z najważniejszych na świecie) turnieju pianistycznego, wystąpił w trzech koncertach laureatów w Teatrze Wielkim w Warszawie, następnie wraz z fenomenalnie uzdolnioną finalistką Evą Gevorgyan zaprezentował się w sali NOSPR w Katowicach, by po zaledwie dniu przerwy zagrać przed słuchaczami w NFM we Wrocławiu (mając przed sobą w perspektywie sobotni występ w Poznaniu).

Bruce (Xiaoyu) Liu jest już od kilku dni w swojej 4-miesięcznej trasie koncertowej, która obejmie różne kraje i kontynenty. Złoży się na nią aż 16 koncertów. Liu zagra w prestiżowych salach koncertowych w Europie, Azji i w obu Amerykach. Zdobywca Chopinowskiego Trofeum zawita do Izraela, Japonii, Korei Południowej, Luksemburga, Belgii, Brazylii, Argentyny i Kanady.

W kontekście tak ogromnego i wyczerpującego tournée, tym bardziej cieszy fakt, że Wrocław znalazł się w trasie tego Artysty, i to na samym czele listy odwiedzanych miast. Świadczy to o tym, że dzięki znakomitej akustycznie Sali Głównej NFM stolica Dolnego Śląska jest obecnie jednym z najważniejszych ośrodków muzycznych w Polsce.

 

 


 

Przesiadka na Steinway’a


W pamięci mam rozmowę sprzed kilku dni z moim najlepszym Przyjacielem, w trakcie której rozważałam, czy Bruce (Xiaoyu) Liu już zawsze będzie grał na fortepianach firmy Fazioli. Taki fortepian wybrał bowiem do wszystkich etapów przesłuchań w XVIII Konkursie Chopinowskim. Chyba pierwszy raz w historii tego Konkursu główną nagrodę zdobył artysta grający na fortepianie Fazioli. Przyjaciel mój stwierdził, że jego zdaniem Bruce prędzej czy później „przesiądzie się” na Steinway'a. Ja w zasadzie podzielałam jego opinię, obserwując preferencje większości znanych mi sławnych pianistów. Nie sądziłam jednak, że „przesiadka” nastąpi tak szybko i to w moim mieście. Jeszcze 2 dni wcześniej, w NOSPR, Liu zagrał Koncert e-moll na Fazioli. W piątek zaś we Wrocławiu zaprezentował ten sam utwór w NFM na Steinway’u.

Myśląc o warszawskich koncertach laureatów, na których „zmuszono” wszystkich uczestników do gry na Fazioli i mając w pamięci, jak negatywnie wpłynęło to na jakość występu niektórych z nich, byłam pełna obaw, ale również zaciekawiona tym, co przyniesie wrocławska zamiana fortepianu. Okazało się, że prawdziwy Mistrz zawsze pozostanie Mistrzem, niezależnie od narzędzia kreowanej wypowiedzi artystycznej.

Bruce (Xiaoyu) Liu zagrał na Steinway'u tak, jakby grał na nim przez całe swoje dotychczasowe życie. Fortepian ten nadał intencjom pianisty większe wyostrzenie, likwidując wszelką zbędną „mgiełkę”. Oczywiście drobne „wpadki” tekstowe były na nim bardziej wyraziste, ale też w grze młodego chopinisty pojawiły się dodatkowo „pazur” i siła brzmienia we wszystkich rejestrach.

Nie zabrakło dramatyzmu (znaczenie większego, niż na Fazioli), w zasadzie od pierwszego wejścia solisty. W tym duchu był utrzymany duży fragment części I, w szczególności ekspozycja I tematu, czy obszerne momenty repryzy. Przyszły jednak i łagodniejsze, cieplejsze, „rozmigotane” tony, pełne zjawiskowego rubato i rozśpiewania rodem z tradycji bel canto.
Melancholijna, ciekawie zinterpretowana część druga, faktycznie stanowiła, w myśl założeń Chopina, „dumanie w piękny czas wiosenny, ale przy księżycu”. Najpiękniejsze jednak okazało się, podobnie jak w Katowicach, finałowe rondo, zdominowane przez rytm żywiołowego krakowiaka i pełne wirtuozowskich figuracji.

Fryderyka Chopina na koncercie w 1830 roku (wg „Kuriera Warszawskiego”) po prawykonaniu Koncertu e-moll nagrodziło brawami około 700 osób. Bruce (Xiaoyu) Liu otrzymał standing ovation od około tysiąca siedmuset, a może nawet tysiąca ośmiuset osób. I jestem pewna, że z jego interpretacji Koncertu fortepianowego e-moll Chopin byłby zadowolony...




Choć zwycięzca XVIII Konkursu Chopinowskiego czuł się w piątkowy wieczór nad wyraz swobodnie, wyczarowując przed słuchaczami zupełnie nowe światy w Chopinie, którego teoretycznie wszyscy znaliśmy na pamięć po tylu październikowych kreacjach, z przykrością należy stwierdzić, że orkiestra nie nadążała za pomysłowością i werwą Artysty. To wyraźnie nie był dzień Wrocławskich Filharmoników. Czy zbyt rzadko grają oni Chopina, czy może mieli za mało prób z nowym dyrygentem i solistą? Nie wiem. Faktem jest jednak, że rogi i inne instrumenty dęte blaszane nie wszędzie stroiły, co raziło zwłaszcza w I i II części Koncertu, zaś smyczki, w szczególności skrzypce, były bojaźliwe i nieprecyzyjne rytmicznie i agogicznie (miejscami chwiejne również intonacyjnie). Większość ciężaru dramaturgicznego spoczęła zatem na pianiście (i znakomitych instrumentach dętych drewnianych), który poradził sobie świetnie z tym zadaniem. Przyciągnął on uwagę słuchaczy niezwykłą wirtuozerią, barwnością dźwięku oraz wydobywaniem z partytury Chopina wielu planów brzmieniowych. Wśród lepszych orkiestrowych momentów należy wspomnieć o solistce-fagocistce i jej subtelnym, pełnym wyczucia dialogowaniu z Liu.

Po nagrodzonym długimi i rzęsistymi brawami na stojąco Koncercie fortepianowym e-moll zabrzmiały dwa bisy - wirtuozowski Walc As-dur op. 42, a następnie zjawiskowo zagrany, kapryśny Mazurek h-moll op. 33 nr 4, prezentowany 2 dni wcześniej w Katowicach.

W trakcie wrocławskiego występu Bruce'a (Xiaoyu) Liu pomyślałam, że jurorzy XVIII Konkursu Chopinowskiego popełnili duży błąd, nie obdarzając tego wybitnie utalentowanego pianisty nagrodami dodatkowymi, choćby za najlepsze wykonanie koncertu czy mazurków (choć poloneza i sonatę wykonał w trakcie Konkursu również wzorcowo).





Błąd programowy


W II części NFM Filharmonia Wrocławska pod dyrekcją Andrew Littona wykonała balet symfoniczny Appalachian Spring Aarona Coplanda.
Z atmosfery Chopinowskiej intymności, polskości i świata intensywnych, romantycznych uczuć, słuchacze zostali więc gwałtownie „wrzuceni” w wiosenny dzień na pensylwańskiej farmie. Ducha Ameryki Copland oddał m. in. umieszczając w kompozycji cytat z hymnu protestanckiej wspólnoty Szejkersów (Simple Gifts), ale również stosując barwną orkiestrację, miejscami nie pozbawioną patosu.

Skąd pomysł, by po Chopinie umieścić Coplanda, nie mam pojęcia. W moim odczuciu był to jednak wybór całkowicie chybiony. Kompozycja Coplanda w zestawieniu z dziełem Chopina, na dodatek zaprezentowana jako druga, wydała się wręcz jarmarczna w swoim wyrazie, by nie rzec, kiczowata. O ile może jeszcze obroniłaby się w I części, jako „support” przed występem Liu, o tyle jako zakończenie wydarzenia, po tak emocjonującym wykonaniu dzieł Chopina, nie miała szans na bycie dobrą propozycją programową. Nie pomogło nawet to, że Filharmonicy dali z siebie znacznie więcej, niż w Koncercie fortepianowym e-moll. To były dwa zupełnie nieprzystające do siebie światy.

Znacznie przyjemniej byłoby wyjść z sali koncertowej mając w pamięci mazurek Chopina.





Fot. Karol Sokołowski / Z Archiwum NMF




Popularne posty