Królewskie święto w NFM

 


Królewscy Filharmonicy – czyli Royal Philharmonic Orchestra z Londynu – działający teraz pod patronatem Jego Królewskiej Wysokości Karola III, w niedzielę 9 października wystąpili ze znakomitym koncertem w Narodowym Forum Muzyki.

 


 

Słuchanie, a nawet samo patrzenie na zespół muzyczny tej rangi to czysta przyjemność. Gdy w dodatku słucha się w świetnej akustyce głównej sali NFM, to przyjemność jest jeszcze większa. Można delektować się szczegółami, szlachetnym brzmieniem orkiestry, proporcjami poszczególnych grup instrumentów, można podziwiać precyzję gry.

 


 

Royal Philharmonic Orchestra to jeden z najlepszych zespołów symfonicznych na świecie. W ubiegłym roku przypadł jubileusz 75-lecia tej zasłużonej orkiestry. Założył ją w roku 1946 Thomas Beecham (1879-1961), legendarny i ekscentryczny dyrygent, sponsor i organizator brytyjskiego życia muzycznego. Wcześniej Beecham zdążył stworzyć od podstaw inny świetny londyński zespół – London Philharmonic Orchestra – nie mówiąc już o innych jego imponujących inicjatywach, jak przykładowo powołanie do życia Brytyjskiego Narodowego Towarzystwa Operowego (wystawił w ciągu swojej kariery w sumie 120 oper, z czego połowę stanowiły dzieła nieobecne przedtem na scenach angielskich).

Ale ta muzyczna historia to nie tylko Sir Thomas Beecham. Jak dotąd z Królewską Orkiestrą Filharmoniczną związani byli tak sławni dyrygenci, jak Rudolf Kempe, Malcolm Sargent, Adrian Boult, Antal Doráti, Leopold Stokowski, Charles Mackerras czy André Previn. Obecnie dyrektorem artystycznym zespołu jest pochodzący z Rosji Vasily Petrenko, który poprowadził też wrocławski koncert. Rosyjski dyrygent (z obywatelstwem brytyjskim) w oficjalnym oświadczeniu dostępnym na jego stronie internetowej potępił inwazję Rosji na Ukrainę i zawiesił swoją artystyczną działalność w rodzinnym kraju aż do czasu „gdy pokój zostanie przywrócony”. To niezwykle ważne oświadczenie, bo od 24 lutego rosyjscy artyści dzielą się niestety na tych, którzy poparli zbrodniczą inwazję swojego państwa oraz tych, którzy zachowują się w sposób cywilizowany. Na szczęście Vasily Petrenko jest po stronie Dobra.

 


 

Występ Royal Philharmonic Orchestra był z pewnością jednym z najważniejszych wydarzeń rozpoczynającego się sezonu muzycznego we Wrocławiu. Brytyjscy artyści zaczęli od rzadko wykonywanej uwertury „Faust” Richarda Wagnera. Ta interpretacja, precyzyjna, romantyczna i wyrazista, stworzyła odpowiedni klimat dla utworów z dalszej części programu. Uwertura kończyła się w typowy dla Wagnera sposób, jasnym, durowym akordem, stopniowo wygasającym, otwierającym słuchacza na jakąś metafizyczną perspektywę.

 


 

Wkrótce do orkiestry dołączył solista wieczoru Simon Trpčeski, macedoński pianista. Nie miałem okazji słyszeć go wcześniej i z ciekawością oczekiwałem jego interpretacji Koncertu fortepianowego a-moll Edvarda Griega. Nie zawiódł moich oczekiwań. Było to wykonanie liryczne, pastelowe, piękne, świadczące o dużej wrażliwości. Dyrygent na początku utworu narzucił dość żywe tempo, a Trpčeski natychmiast odpowiedział grą miękką, ciepłą, bardzo liryczną. Niektórzy wielcy pianiści przeszłości nadawali Koncertowi Griega pewien rys monumentalizmu i klasyczności (Rubinstein, Lipatti), natomiast Simon Trpčeski podążył w inną stronę, poszukał jakiegoś zamyślenia i subtelności. Okazał się przy tym pianistą nad wyraz precyzyjnym i sprawnym, potrafiącym grać również błyskotliwie, czego dowodem była wirtuozowska solowa kadencja. Solista zaskoczył też niezwykłym bisem, do którego zaprosił fenomenalnego wiolonczelistę – koncertmistrza z orkiestry. Razem wykonali Largo z Sonaty g-moll op. 65 Chopina, po mistrzowsku, ze szlachetną śpiewnością oddając głęboką ekspresję tej części utworu.

 


 

W drugiej części wieczoru zabrzmiała II Symfonia D-dur Jeana Sibeliusa, dzieło monumentalne, które umożliwiło orkiestrze zademonstrowanie w całej pełni swoich wielkich możliwości warsztatowych i wyrazowych. Można było do syta nacieszyć się szlachetnym brzmieniem zespołu, pełnym i wyrazistym, niesamowitą grą smyczków, zdyscyplinowanych i sugestywnych (o rewelacyjnym wiolonczeliście już wspominałem, potrafił zachwycić nawet krótką, solową frazą, jednym dotknięciem smyczka). Vasily Petrenko dyrygował klarownie, jego gesty były uważne i precyzyjne. Czy okazał się jako dyrygent wizjonerem? Nie, raczej uważnym interpretatorem niezwykłej, skomplikowanej muzyki fińskiego mistrza. W tej muzyce ścierają się jakieś gwałtowne, emocjonalne „płyty tektoniczne”. Oddanie w pełni tego zjawiska wymaga od dyrygenta wprost Wagnerowskiej tytaniczności (tak potrafił poprowadzić to dzieło Kajanus, przyjaciel Sibeliusa), a tego mi trochę zabrakło we wrocławskim wykonaniu. Mimo to była to interpretacja imponująca i spójna, zasługująca na podziw. Publiczność zareagowała zasłużoną owacją na stojąco. Dyrygent i orkiestra odpowiedzieli na to świetnym bisem – pełnym temperamentu i dowcipu wykonaniem jednego z Tańców węgierskich Johannesa Brahmsa. Ten koncert będzie się długo wspominać.

Artur Bielecki

 


Fot. Karol Sokołowski / z Archiwum NFM

Popularne posty