Skrzypce liryczno-koloraturowe

 

W piątek (25.11) Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu otwarło swoje gościnne progi przed laureatkami 16. Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego. Wystąpiły: Hina Maeda – zdobywczyni I miejsca - i Meruert Karmenova (II nagroda). Artystkom towarzyszyła NFM Filharmonia Wrocławska pod batutą Marka Wroniszewskiego.





W pamięci wciąż mamy tegoroczne zmagania reprezentantów różnych krajów, którzy spotkali się w Poznaniu (7-21 października) na najstarszym na świecie konkursie skrzypcowym. To wydarzenie otwiera laureatom drzwi do najbardziej znanych sal koncertowych i wytwórni płytowych i jest niejako wiolinistycznym odpowiednikiem Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Na poznańskim konkursie nie było w tym roku wielkich kontrowersji przy rozdaniu głównych nagród, a piątkowy wieczór udowodnił, iż decyzje jurorów były uczciwe i trafne. Program koncertu zaplanowano niezwykle atrakcyjnie. Oprócz koncertów skrzypcowych Brahmsa i Wieniawskiego zostały wykonane mniej znane kompozycje orkiestrowe Karola Szymanowskiego oraz Ludomira Różyckiego.

 

Słowiański „impresjonizm muzyczny” i koloryt Wschodu, Włoch oraz Hiszpanii


Pierwszą część rozpoczęły Nokturn i Tarantella op. 28 Szymanowskiego w opracowaniu na orkiestrę symfoniczną Grzegorza Fitelberga (oryginał był przeznaczony na skrzypce i fortepian). Cóż usłyszałam w tych utworach? Orientalną atmosferę znaną mi jakże dobrze z III Symfonii „Pieśń o Nocy”. Nie dziwi to wcale, gdy pamięta się, że III Symfonia sąsiaduje bezpośrednio opusem (op. 27) z Nokturnem i Tarantellą. Nokturn prezentował słowiański typ „impresjonizmu muzycznego” w jak najlepszym guście. Oddawał również atmosferę Wschodu, Włoch, a nawet Hiszpanii (kastaniety). Początkową mozaikę nastrojów w pastelowych barwach z czasem zdominowały czerwienie flamenco. Piękne były solowe wystąpienia oboju, skrzypiec, fletów i wiolonczeli. Szymanowski po raz kolejny okazał się mistrzem instrumentacji.

Jaskrawa i żywiołowa Tarantella nie była jedynie tańcem. Konsekwentnie zbudowana przez dyrygenta i orkiestrę dramaturgia oraz świetne przygotowanie wszystkich grup zespołu potwierdziły moje przekonanie, że wrocławskie orkiestry działające w NFM nadal podnoszą swój poziom. Muzyka polska jest zaś dla nich odpowiednim probierzem do doświadczenia laboratorium praktyk instrumentacyjnych i kompozytorskich właściwych dla danej epoki.



Późny romantyzm w najczystszej postaci

 

Po Szymanowskim zabrzmiał Koncert skrzypcowy D-dur op. 77 Johannesa Brahmsa. W pierwszej części orkiestra była nieco nieśmiała. Ciężar budowania dramaturgii spoczął zatem bardziej na solistce - Meruert Karmenovej, której podczas Konkursu Wieniawskiego bardzo kibicowałam. W jej wykonaniu wszystkie tematy skrzyły się niczym sukienka artystki. Skrzypaczka cieniowała w zakresie niemal wszystkich elementów dzieła muzycznego. To był romantyzm w najczystszej i najszlachetniejszej postaci.
 


 

Jak definiuję Karmenovą? Dojrzała artystka, mistrzyni subtelności, która ma każdorazowo szczegółowo zaplanowaną interpretację utworu, a mimo to olśniewa słuchaczy świeżością. Kadencja pokazała pełnię jej możliwości. To solowe wystąpienie było niezwykłe – z zaśpiewami słyszalnymi w każdym dźwięku, we wszystkich rejestrach. I to właśnie kadencja rozgrzała ostatecznie orkiestrę, która od tego momentu grała z jeszcze większym zaangażowaniem. II część była popisem instrumentów dętych. Solistka i zespół wsłuchiwali się w siebie nawzajem. 

 



Finał, choć wirtuozowski i niezwykle trudny, nie był jedynie ukazaniem wielkich technicznych możliwości skrzypaczki, ale raczej jej muzykalności i znakomitej współpracy z orkiestrą. Co ciekawe – wielkie namiętności wykreowane w III części nie pojawiły się kosztem szlachetnego tembru skrzypiec.




Muzyczny portret Stańczyka


Wszyscy mamy w pamięci przejmujący portret królewskiego błazna wykonany przez Jana Matejkę w roku 1862. Stańczyk, w czasie balu na dworze królowej Bony, siedzi zadumany i bardzo zatroskany. Wie, że straciliśmy Smoleńsk. Co ciekawe, dzieło jest również autoportretem Matejki i prawdopodobnie pierwszą historiozoficzną pracą tego mistrza. Mało kto pamięta jednak, że mamy również piękną muzyczną ilustrację postaci słynnego błazna. Jest nią Scherzo symfoniczne Stańczyk Ludomira Różyckiego z 1904 roku. Barwna późnoromantyczna instrumentacja inspirowana dziełami Richarda Wagnera i Richarda Straussa to debiut artystyczny Różyckiego – jego jakże cenne opus 1. NFM Filharmonia Wrocławska pod batutą Marka Wroniszewskiego – wykonała Stańczyka znakomicie. Mam nadzieję, że dzieło to wejdzie na stałe do repertuaru wrocławskiej orkiestry symfonicznej.



Radość z gry na skrzypcach


I wreszcie najważniejsze – występ zwyciężczyni Konkursu Wieniawskiego!
Hina Maeda od wejścia na scenę całkowicie zatopiła się w muzyce, stając się jej integralną częścią. Po koncercie powiedziałam jej nawet, że nie ma na imię „Hina”, a „Muzyka”, na co zareagowała perlistym śmiechem i podziękowaniami. Odwrócona tyłem do publiczności, a przodem do orkiestry (grającej Wieniawskiego fantastycznie) podczas długiej ekspozycji z I części odcięła się całkowicie od wszelkich bodźców z sali i „weszła” w głąb dzieła muzycznego całą sobą. A później pokazała słuchaczom to, co najlepsze - temperament, wdzięk, wrażliwość, indywidualność. Jej skrzypce śpiewały lirycznie i zarazem koloraturowo. Druga część była niczym „Serenada w krainie Księżyca”. W Finale artystka swoją dojrzałą interpretacją podniosła rangę Koncertu d-moll op. 22 Wieniawskiego – podkreślając, że nie jest on jedynie pustym popisem wiolinistycznych możliwości, a utworem głęboko dojrzałym formalnie i wyrazowo, pełnym ekspresji i dramaturgii. Ale najważniejsze – Hina Maeda cieszyła się w każdej sekundzie z tego, że gra na skrzypcach. Ta radość błyskawicznie udzieliła się wszystkim słuchaczom i była najcenniejszym darem dla nas od młodej artystki.

 



Bohaterki wieczoru, mimo rzęsistych braw, wykonały jeszcze po jednym solowym bisie, co pokazało ich skromność i całkowity brak rywalizacji.

 


 

Po koncercie, rozdając autografy i pozując do zdjęć, dały się poznać nie tylko jako wybitne skrzypaczki, ale również miłe, pełne ciepła, wrażliwości i poczucia humoru kobiety.

 





Fot. Joanna Stoga / z Archiwum NFM



Popularne posty