Kura, kawa i klawesyny

 

Za nami Akademia Francuska – święto i prawdziwa uczta dla miłośników muzyki barokowej. Zanim jednak pojawi się tekst o tym festiwalu, pragnę cofnąć się pamięcią do dwóch koncertów na jakich byłam nieco wcześniej w NFM. Koncertów, w trakcie których oba wrocławskie zespoły barokowe pokazały światowy poziom. Wspólnym mianownikiem tych wydarzeń było charyzmatyczne prowadzenie orkiestr przez Andrzeja Kosendiaka.

 


„Kura”, która zniosła złote jajko

Dawno nie słyszałam Wrocławskiej Orkiestry Barokowej, dlatego sobotni (17.02) występ tego zespołu był dla mnie bardzo ważny. Orkiestra ta pracuje z Jarosławem Thielem, tym razem miała jednak wystąpić pod batutą Andrzeja Kosendiaka. Czy zmiana dyrygenta wpłynie na zespół pozytywnie? To pytanie towarzyszyło mi w drodze do NFM. Wrocławska Orkiestra Barokowa bardzo szybko odpowiedziała mi w sposób maksymalnie wyczerpujący. 


Doskonała stopliwość brzmienia, żelazna dyscyplina, wyprowadzenie każdego dźwięku we frazach – tak orkiestra przywitała słuchaczy w Uwerturze do opery L’isola disabitata Hob. XXVIII:9 Josepha Haydna. 

Potem zabrzmiały dwa wirtuozowskie koncerty Feliksa Janiewicza - IV Koncert skrzypcowy A-dur oraz V Koncert skrzypcowy e-moll. Solista - Bartłomiej Nizioł musiał się w nich zmierzyć z niezliczoną ilością trudności technicznych (niestety nie wszędzie jego intonacja była idealna i nie wszystkie pasaże były precyzyjne). 

Najpiękniejsza była nastrojowa kadencja z II części Koncertu A-dur oraz III część tego dzieła, w której Nizioł oczarował publiczność szlachetnością tembru skrzypiec i belcantowym dźwiękiem. 

Znacznie lepiej wypadł jednak Koncert e-moll – w którym zachwyciła również partia orkiestry. Już świetna ekspozycja przykuła uwagę dramatyzmem i atmosferą romantyzmu. Część II, przypominająca momentami nastrojem kaprys, w której solista rozwinął cudowną kantylenę na tle pizzicata orkiestry oraz zagrana attacca część III („cygańska” w charakterze) były popisem muzykalności Bartłomieja Nizioła oraz subtelności i wyczucia Wrocławskiej Orkiestry Barokowej – drugiego solisty tego wieczoru. 

Najciekawszy jednak okazał się finał koncertu - czteroczęściowa Symfonia g-moll Hob. I:83 Josepha Haydna, o uroczym przydomku „Kura”. Andrzej Kosendiak wyeksponował w niej w maksymalnie czytelny sposób zamysł Ojca Klasyków Wiedeńskich w zakresie formy i treści tego genialnego dzieła. Część druga była zagrana tak mistrzowsko, że żałuję, że Wrocławska Orkiestra Barokowa jeszcze nie nagrałą tej kompozycji na płytę CD (mam nadzieję, że stanie się to już wkrótce). Zadziorny, pełen żywiołowej ludowości menuet (część III) oraz dialogi instrumentów dętych i smyczkowych z części IV były ukoronowaniem tego pięknego wieczoru.


Kawa, „opera” Bacha i blask klawesynów

Niedzielne popołudnie i wieczór (25.02) spędziłam w całości w Narodowym Forum Muzyki. Gdy wracam pamięcią do tego dnia, na myśl przychodzi mi od razu fragment wiersza Antoniego Langego:

Witaj mi, witaj, wonna czaro mokki!

Kocham twą duszę, o płynny hebanie,

Aromatyczne pary twej obłoki,

Którymi buchasz w polewanym dzbanie

Kiedy kipiące twych ziarn gotowanie

Cały glob ziemski czyni mą dzierżawą;

Oto spoczęłaś w białej porcelanie,

Arabskich pustyń córo, czarna kawo!

[…]

Kiedy mnie znudzą jałowi mieszczanie,

ducha pogrążam w twej fatamorganie.

Tyś mi natchnieniem i pieśnią, i sławą,

W tobie mam cudów i niebios poznanie,

arabskich pustyń córo, czarna kawo!”

Preludium do koncertu w Sali Czerwonej był ciekawy i pełen humoru wykład Karola Przesmyckiego, trenera baristów Etno Cafe. Dowiedziałam się o różnych gatunkach kawy, o tym, które z nich są najdroższe, ale również, jak powinna wyglądać i pachnieć odpowiednio palona kawa. Mam większe pojęcie o różnorodnym mieleniu ziaren (np. innym do kawiarki, innym do ekspresu przelewowego). Wykład był połączony z prezentacją i degustacją aromatycznych wariantów tego trunku, których zapach wypełnił całe foyer Narodowego Forum Muzyki, podnosząc gościom znacząco poziom endorfin. Był to jednak zaledwie wstęp do jeszcze większej uczty duchowej.

Niezwykle rzadko można usłyszeć koncerty Johanna Sebastiana Bacha na kilka klawesynów, tym większą radością była możliwość podziwiania pięknych interpretacji Koncertu a-moll na 4 klawesyny BWV 1065 oraz Koncertu d-moll na 3 klawesyny BWV 1063. Adrianna Gołos, Ewa Mrowca, Marta Niedźwiecka i wiodąca podczas tego koncertu prym Aleksandra Rupocińska, zdobyły serca słuchaczy swoją perfekcją i dużą dozą wdzięku, jak również fantastycznym bisem – wykonaną na klawesynach (i momentami też wokalnie) piosenką Zbigniewa Wodeckiego „Zacznij od Bacha” w barokowo-rozrywkowym opracowaniu. 

Panie oczarowały melomanów nie tylko fantastyczną współpracą między sobą (stanowiąc razem jakby jeden dźwiękowy organizm), niesamowitą wirtuozerią i muzykalnością, ale również współdziałaniem i współzawodniczeniem z towarzyszącą orkiestrą Wrocław Baroque Ensemble pod dyrekcją Andrzeja Kosendiaka. Nie sposób nie wspomnieć o pięknych strojach wieczorowych artystek, współgrających z kolorystyką klawesynów, które cieszyły przez cały wieczór oczy słuchaczy. 

Trzeba przyznać, że w tym aspekcie orkiestra absolutnie nie została w tyle – instrumentalistki miały na sobie tego dnia przemyślaną i bardzo ciekawą garderobę.

Powiedzieć, że Johann Sebastian Bach uprawiał wszystkie popularne w baroku formy i gatunki muzyczne poza operą, jest jednocześnie prawdą i nieprawdą. Kto uslyszał i zobaczył w NFM Schweig stille, plaudert nicht – Kantatę BWV 211 zwaną „Kantatą o kawie”, ten doskonale wie, że Johann Sebastian, choć nie napisał opery z formalnej nazwy, w swych mniejszych dziełach - kantatach – zawarł wiele pierwiastka dramatycznego, pozwalającego na opracowania sceniczne tych utworów. Akcja „Kantaty o kawie” została tym razem osadzona we współczesności. W rolę niesfornej nastolatki, durzącej się w swoim idolu – rockmanie o pseudonimie Kava - wcieliła się utalentowana sopranistka Aleksandra Turalska. 

Jej ojcem był, popijający z bolesławieckiego serwisu kawę i często rozmawiający przez telefon komórkowy, dźwięczny baryton - Tomáš Král. 

Narrator - Maciej Gocman zachwycił po raz kolejny piękną barwą swojego lirycznego głosu. 

Przyjemnie było widzieć przemyślane rekwizyty i dekoracje, oraz współczesne kostiumy wokalistów, niektórych członków orkiestry i nawet samego dyrygenta (T-shirt z napisem The Beatles i dżinsy). A samo wykonanie było fantastyczne. Zespół grał ze swadą (warto wyróżnić tu grupę realizującą basso continuo), solo fletowe było znakomite (Agnieszka Gorajska), wokaliści okazali się błyskotliwymi aktorami, czegóż można chcieć więcej?

Ciekawostką była trudna Kantata BWV 203 - Amore traditore. Czy napisał ją Johann Sebastian Bach? Raczej wątpię. Ani harmonika, ani nic innego na to nie wskazuje. Słychać tu zdecydowanie włoską konwencję, tak w zakresie melodyki, jak i faktury, czy formy. Partia wokalna, momentami wręcz karkołomna, wykonana została przez Tomáša Krála. Towarzyszyła mu gwiazda tego wieczoru - Aleksandra Rupocińska, w wirtuozowski sposób realizująca basso continuo.

Fot. Sławek Przerwa, Joanna Stoga / Z Archiwum NFM



Popularne posty