Inauguracja, czyli podwójne urodziny

 

Czwartkowy wieczór 4 września w Sali Głównej NFM okazał się wydarzeniem wyjątkowym. Tego dnia zbiegły się dwie rocznice: dziesiąte urodziny Narodowego Forum Muzyki i jednocześnie inauguracja 60. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans im. Andrzeja Markowskiego.


 

Każda z tych okazji zasługiwałaby osobno na uczczenie. Nie sposób wręcz wyrazić ile nowego i dobrego wniosło Narodowe Forum Muzyki do życia muzycznego Wrocławia i całego kraju. Z kolei Wratislavia Cantans od wielu lat cieszy się opinią jednego z najciekawszych festiwali w skali nie tylko Polski, a sześćdziesiąta już edycja imprezy budzi wielki szacunek i skłania do refleksji. Tłumnie przybyłą publiczność powitali z estrady Olga Humeńczuk, dyrektorka Narodowego Forum Muzyki im. Witolda Lutosławskiego, oraz Andrzej Kosendiak, dyrektor artystyczny festiwalu. W tym momencie przypomniane też zostało hasło tegorocznej imprezy – „Raj utracony [?]” – nawiązujące do poematu Miltona. Hasło brzmiące gorzko i niepokojąco w kontekście współczesnego świata, jednak ze znakiem zapytania budzącym nadzieję.




Program inauguracyjnego wieczoru był niezwykle atrakcyjny zarówno pod względem repertuarowym, jak też rangi wykonawców. Cały koncert zatytułowany został „Pamięci wielkiego Człowieka”. Każdy ze słuchaczy mógł po swojemu zinterpretować ten szczególny tytuł. Można było pomyśleć o Beethovenie i jego dedykacji III Symfonii Es-dur „Eroiki”, która znalazła się w programie. To skojarzenie narzucało się w sposób oczywisty. Ale przecież dedykacja Beethovena – pierwotnie ku czci Napoleona – ma formułę otwartą i równie dobrze można było pomyśleć o Andrzeju Markowskim i jego wielkiej wizji festiwalu Wratislavia Cantans sprzed sześćdziesięciu lat. Wizji, która zrodziła tak wspaniałe owoce.


 

Program wypełniły dzieła Mozarta i Beethovena. Grał włoski zespół Il Giardino Armonico, dyrygował jego twórca Giovanni Antonini, poprzedni dyrektor artystyczny festiwalu Wratislavia Cantans. Artyści z „najwyższej półki”, należący do światowej czołówki wśród wykonawców muzyki dawnej: świetna orkiestra, Giovanni Antonini – wszechstronny muzyk, znakomity flecista i dyrygent. Rozpoczęli od uwertury do opery „Idomeneo, król Krety” Wolfganga Amadeusa Mozarta. Już w niej zaznaczył się charakterystyczny styl wykonawczy Włochów: energia, precyzja, plastyczne ukazywanie poszczególnych motywów i myśli muzycznych. Następnie usłyszeliśmy Kyrie d-moll K.V. 341 Mozarta, do włoskich artystów dołączył Chór NFM, nad którym kierownictwo artystyczne sprawuje Lionel Sow. Chór NFM zaprezentował się bardzo dobrze, zespół zaśpiewał precyzyjnie i subtelnie.


Na zakończenie pierwszej części koncertu zabrzmiała Msza C-dur „Koronacyjna” Mozarta, jedno z jego najbardziej znanych dzieł religijnych. Giovanni Antonini pewną ręką nadał całości architektoniczną zwartość, klarownie ukazał konstrukcję, zadbał o odpowiednią dramaturgię muzyki, swoją koncepcją dyrygencką wpisywał się w bogatą tradycję wykonawczą tego utworu. Na estradzie pojawił się też kwartet solistów – śpiewaków: Anett Fritsch (sopran), Justyna Rapacz – Ołów (mezzosopran), Dovlet Nurgeldiyev (tenor) i Volodymyr Andrushchak (baryton). Soliści bardzo solidnie i poprawnie wywiązali się ze swoich zadań, w sumie jednak raczej nie wychodząc poza wrażenie tej poprawności. Żaden głos nie wywołał u mnie zachwytu, a szczególnie w śpiewie skądinąd bardzo utalentowanej sopranistki przeszkadzała mi pewna maniera, pojawiająca się w niższym zakresie skali głosu, kiedy to barwa i artykulacja tekstu raziły mnie jakąś sztucznością.



W drugiej części wieczoru publiczność usłyszała jedno z najsławniejszych dzieł Ludwiga van Beethovena – III Symfonię Es-dur „Eroikę”. To jednocześnie jedna z najważniejszych symfonii w całej historii gatunku. Wykonanie Il Giardino Armonico pod kierunkiem Giovanniego Antoniniego okazało się niezwykle ciekawe, skłaniało do wielu refleksji. Zastanawiałem się, czy interpretacja artystów słynących z kreowania muzyki baroku i wczesnego klasycyzmu (w szczególności Vivaldiego i Haydna) przypadnie mi do gustu w przypadku znacznie jednak późniejszego Beethovena. Czy „Eroika” to jeszcze „muzyka dawna”? Moim zdaniem nie. Jak więc Antonini sobie z nią poradził?



Musiał się zmierzyć z tradycją wielkich dyrygentów urodzonych jeszcze często w XIX wieku, którzy interpretowali „Eroikę” widzianą w kontekście romantyzmu i neoromantyzmu, graną przez rozbudowane orkiestry symfoniczne. Tymczasem Antonini ze swoimi doświadczeniami raczej ukazywał to arcydzieło jako zrodzone z tradycji poprzedników autora – Haydna, Glucka, Mozarta. I rzeczywiście zaprezentował je na swój, imponujący zresztą sposób. Najbardziej zachwyciła mnie pierwsza część. Od samego początku podziw budziło to, że niezbyt duża orkiestra wydobywała dźwięk niesamowicie intensywny, o wewnętrznej energii i napięciu typowym dla wielkich, rozbudowanych zespołów. Antonini wybrał szybkie tempo i potrafił w nim plastycznie podkreślić każdy temat, oddając głębię i żywiołowość muzyki Beethovena. W jego interpretacji słyszy się „Eroikę” nieco odmiennie niż zwykle, wychodzą na plan pierwszy pewne motywy, inne proporcje dźwiękowe, co jest bardzo ciekawe dla słuchacza.



Na podziw zasłużył cały zespół Il Giardino Armonico, grający brawurowo, z niezwykłą precyzją, czujnie reagujący na gesty dyrygenta. III Symfonia Es-dur jawiła się jako dzieło przede wszystkim „energetyczne”, intensywne, ale niekoniecznie o romantycznej duchowości. Być może jednak tak właśnie brzmi „Eroika” świata współczesnego. Po koncercie Giovanni Antonini został uhonorowany srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”.





Artur Bielecki, gościnnie na Blogu „Krytyka Niezależna”

Fot. z Archiwum Organizatora

Popularne posty