Kolacja dla trojga
W czwartek (01.12) wrocławscy słuchacze mieli okazję uczestniczyć w niezwykłym koncercie. Znakomita klawesynistka Ewa Mrowca w solowym recitalu zaprezentowała w NFM suity Louisa Marchanda i Johanna Sebastiana Bacha.
Świetny tytuł koncertu: „Kolacja mistrzów” subtelnie nawiązywał do sztuki Paula Barza „Kolacja na cztery ręce”, którą wszyscy pamiętamy z Teatru Telewizji. Dość wspomnieć o reżyserii Kazimierza Kutza i fenomenalnej grze aktorskiej Janusza Gajosa i Romana Wilhelmiego, by w myślach pojawiły się błyskawicznie obrazy ekstrawaganckiego, egocentrycznego i ekstrawertycznego Haendla (Wilhelmi). Na drugim biegunie emocjonalnym został umieszczony Bach – człowiek głębokiej wiary, uduchowiony, introwertyczny geniusz, skoncentrowany na pracy, Bogu i rodzinie (Gajos). Spotkanie tych dwojga rówieśników w rzeczywistości nigdy się nie odbyło, tym ciekawiej było móc wyobrazić sobie, jak mogłoby wyglądać, gdyby doszło do skutku.
W Narodowym Forum Muzyki uczestniczyliśmy w podobnym spektaklu. Tym razem do muzycznego stołu zasiedli jednak Johann Sebastian Bach i Louis Marchand. Ten ostatni – klawesynista i organista samego Ludwika XIV – słynął z awanturniczego trybu życia. Jego głośny rozwód i częste kłótnie z żoną oraz być może niegrzeczności, na jakie pozwolił sobie w stosunku do władcy, z czasem sprowadziły na niego niechęć króla Francji. Marchand przez Włochy udał się do Drezna, gdzie przyjął intratną posadę na dworze Augusta II Mocnego. Nie wiemy na sto procent, czy jesienią 1717 roku spotkał się tam z Johannem Sebastianem Bachem i uczestniczył w muzycznym „pojedynku” klawesynowo - organowym. Różne źródła podają jednak, że to prawdopodobne i, że po tym spotkaniu Marchand opuścił Drezno pod osłoną nocy, przestraszony geniuszem Bacha.
Pierwszą część recitalu wypełniły utwory nagrane przez artystkę w 2021 roku w wytwórni DUX, na płycie: Louis Marchand: Pièces de clavecin. Album ten gorąco polecam, gdyż jest niezwykły w każdym calu – od wysmakowanej okładki, przez bardzo atrakcyjny tekst Ewy Mrowcy, przybliżający postać Marchanda, po oczywiście znakomite interpretacje dwóch zachowanych do naszych czasów jego suit – Suite en ré mineur oraz Suite en sol mineur. Dopełnieniem ich jest miniatura La Venitienne. Repertuar ten daje obraz twórczości Marchanda (poza zarejestrowanymi tu utworami zachowały się jeszcze jedynie dwie miniatury).
W Narodowym Forum Muzyki Mrowca na każdą z części suit miała odrębny pomysł, choć podkreśliła również wyraźnie idiom stylistyczny muzyki Marchanda. W dziełach francuskiego baroku ta artystka czuje się jak „ryba w wodzie”. Uderza w jej grze znakomite operowanie czasem, podkreślanie bogactwa fakturalnego i harmonicznego, kantylena melodyki (co nie jest łatwe z uwagi na krótki czas trwania klawesynowych dźwięków). Słychać też było niejednokrotnie powagę i dostojeństwo, tak typowe dla dworu francuskiego. Nie zabrakło jednak również części radosnych, skocznych, barwnych, mieniących się skomplikowanymi ozdobnikami, niczym najszlachetniejsze metale lśniące w blasku słońca. Z Suity d-moll najbardziej spodobały mi się: drugi Courante, choć dostojny, lecz zagrany „z pazurem”, świetnie pasujący do temperamentu artystki, liryczna Sarabanda, zadziorny, zrywny, „brokatowy” Gigue i szlachetna, wirtuozowska Chaconne. O połowę krótszą Suitę g-moll cechowały zmienne nastroje. Wybrzmiały tu melancholia, kapryśność, stanowczość, kokieteria i elegancja. Ewa Mrowca łączyła znakomicie żelazną dyscyplinę rytmiczną i formalną z wielką fantazją i wrażliwością, wydobywając ze stylu francuskiego to, co najlepsze.
Byłam prawdziwie zachwycona muzyką
Marchanda do czasu, aż.... zabrzmiały pierwsze dźwięki suit
francuskich Bacha. Wtedy pojawiła się we mnie następująca
konkluzja: „Marchand był jednym z najciekawszych przedstawicieli
barokowego klawesynowego stylu francuskiego, ale to Bach nasycił ten
styl dodatkowymi znaczeniami. To on uszlachetnił go i podniósł do
rangi wielkiego zjawiska, gdyż przepuścił styl francuski przez
pryzmat swojego geniuszu.” I nagle wszystkie francuskie „błyskotki”
- tryle, mordenty, przednutki - przestały być jedynie efektowną
ozdobą. Tematy muzyczne nabrały wielkiej głębi. Muzyka stała się
uduchowiona. Podobnie jak „Wariacje Goldbergowskie” wygrały w
„Kolacji na cztery ręce” z tematami z oratorium „Mesjasz”
Haendla, tak tutaj Marchand był fantastyczny, ale Bach okazał się
największy...
Pozbawione nadmiernej ilości zdobień, choć na
wskroś francuskie, Suity francuskie Es-dur BWV 815 i G-dur
BWV 816 były wielkim wyzwaniem interpretacyjnym. W wykonaniu Ewy
Mrowcy nie zabrakło waloru wirtuozerii, przyobleczonej jednak
każdorazowo w szlachetność brzmienia, konsekwencję formalną i
precyzję rytmiczną. Dodatkowo, co najważniejsze, pojawiła się
tu aura niezwykłej pogody ducha Bacha, wynikająca w moim odczuciu,
z głębokiej wiary w Boga.
Wielokrotnie w trakcie trwania drugiej połowy recitalu powracała do
mnie myśl, że tego rodzaju tematy mógł skomponować tylko
człowiek, który pokładał nadzieję w Panu. Słychać tu było
bowiem niezwykłe pogodzenie się z własnym losem, akceptację
rzeczywistości w jakiej się jest (a wiemy, że rzeczywistość
życia codziennego Johanna Sebastiana Bacha nie należała do
najłatwiejszych).
Od strony muzycznej kompozycje Marchanda były dla mnie niczym srebro i miedź. Dzieła Bacha okazały się jednak 24-karatowym złotem.
Po „kolacji dla trojga” - bo tak ośmielę się nazwać ten wspaniały recital, na którym spotkała się trójka klawesynistów: Marchand, Bach i Ewa Mrowca – artystka poczęstowała nas muzycznym deserem. Na bis zabrzmiała liryczna Chaconne in F, której autorem według niektórych źródeł był Jacques Champion de Chambonnierès, a według innych jego uczeń - Louis Couperin. Dla mnie najbardziej wzruszający był fakt, że kończąc to dzieło Mrowca użyła przepięknego rejestru lutniowego, wskazując słuchaczom genezę klawesynowego stylu francuskiego, który narodził się z bogatej faktury dzieł francuskich lutnistów tamtych czasów.
I jeszcze jedno – poza kreacją
artystyczną Ewa Mrowca od wejścia na scenę podbiła moje serce
kreacją, którą miała na sobie. Szata artystki była idealnie
dopasowana kolorystycznie do pięknego klawesynu
wykonanego w warsztacie Bruce'a Kennedy'ego w 2016 roku na zamówienie
NFM.
To był duet doskonały.
Fot. Sławek Przerwa / z Archiwum NFM