Wrocławskie prawykonania

 

W czwartek (08.12) szłam do Narodowego Forum Muzyki z wielkim zaciekawieniem. Tego dnia miałam usłyszeć kilka kompozycji z XX i XXI wieku, których nie znałam. Dodatkową atrakcją była możliwość uczestniczenia w prawykonaniach dwóch z nich. To prawie tak, jak być obecną przy narodzinach dziecka i widzieć pierwszy oddech nowego człowieka. W tym wydarzeniu towarzyszyło mi mnóstwo zaciekawionych słuchaczy oraz artyści z LutosAir Quintet z trębaczem Aleksandrem Kobusem i pianistą Piotrem Sałajczykiem. Na sali nie zabrakło również kompozytorów. To była radosna, ale również podniosła chwila. 

 


 

Wieczór rozpoczęła pięcioczęściowa Suite miniature de chansons à danser autorstwa Poldowskiego. Wtajemniczeni wiedzą, że osoba „ukrywającą się” pod tym i innymi pseudonimami to niezwykle utalentowana najmłodsza córka Henryka Wieniawskiego – Régine Irène. Niestety nie zdążyła ona poznać ojca – urodziła się krótko przed jego śmiercią. A szkoda, bo to jedyna „dziedziczka jego lutni”. Pianistka, autorka esejów o muzyce, projektantka i producentka ubrań dla bogatych przyjaciół, prywatnie była żoną brytyjskiego arystokraty. W jego domu w Londynie prowadziła salon goszczący artystów (w tym nawet Karola Szymanowskiego). Ceniono ją również jako kompozytorkę - zwłaszcza pieśni, choć nieobce jej były symfonie i inne formy i gatunki. Ze wspomnień jej córki Brendy wiemy, że potrafiła komponować w najtrudniejszych nawet warunkach: „Pamiętam ją siedzącą w buduarze o małych oknach wychodzących na wiśniowy sad, piszącą jakąś orkiestrową partyturę bez pomocy fortepianu (prawie wszystkie jej dzieła zostały ukończone w ten sposób - mawiała, że potrafi usłyszeć brzmienia wszystkich instrumentów). A Brian i ja dręczyliśmy ją wtedy głupimi dziecinnymi pytaniami. Nigdy jej to nie przeszkadzało, rzadko to zresztą zauważała. Z piórem w ręku, papierosem, zawsze z papierosem zwisającym z ust, bez śladu grymasu podnosiła wzrok i pytała "O co chodzi, kochanie?". Nigdy rozdrażniona, rzadko niecierpliwa".

 


 

W wykonanej w NFM suicie Wieniawska (a właściwie już wtedy Lady Dean Paul) pięknie nawiązała do tradycji suit barokowych, wykorzystując popularne w tamtych czasach tańce, jednak ukazując je w sposób nowoczesny – tak w harmonice, jak w rozwiązaniach formalnych oraz w nastroju. Wciąż w pamięci mam na wskroś francuską melancholię partii oboju w części pierwszej (Passemaise), tajemnicę zawartą w części II (Musette), Minuetto - zagrany niczym walc (część III), wspaniałe brzmienie fagotu w czwartym, prowansalskim tańcu (Rigaudon) i wreszcie finał - Gigue (część V) - popis wszystkich wykonawców z LutosAir Quintet.




Autorem kolejnej interesującej suity wykonanej tego wieczoru jest związany ze Śląskiem i Wrocławiem kompozytor Mirosław Gąsieniec (rocznik 1954). To artysta o wielkim wdzięku i zarazem niezwykłej skromności. Uczeń i stypendysta Witolda Lutosławskiego jest też cenionym kameralistą i świetnym interpretatorem dzieł fortepianowych Fryderyka Chopina. W tym repertuarze mało kto ze stolicy Dolnego Śląska jest mu w stanie dorównać. To propagator muzyki polskiej (z nowszych działań dość wspomnieć o opracowaniu przez niego dzieł Antoniego Stolpego, wydanych przez PWM).

 


 

Suita tańców na trąbkę i kwintet dęty Mirosława Gąsieńca bardzo przypadła do gustu wrocławskiej publiczności. Stało się to niewątpliwie za sprawą południowego klimatu kompozycji – wyrażonego w doborze tańców pochodzących z Włoch i z Hiszpanii, pięknych tematów muzycznych, ognistych rytmów i fantastycznej, barwnej instrumentacji. Pogodne Bolero (cz. I), optymistyczna Tarantela II (cz. II), rozkołysana Barkarola (cz. III) i finałowy Taniec hiszpański (cz. IV) były u progu polskiej zimy jak ogrzanie się najpiękniejszymi wspomnieniami z wakacyjnych podróży. Pomysłodawcą opracowania tych tańców na trąbkę solo z akompaniamentem kwintetu dętego był solista Aleksander Kobus. 




Niezwykle ciekawa okazała się inspirowana neoklasyczną muzyką francuską Sonata na flet i fortepian Tadeusza Szeligowskiego (1896-1963) - ucznia Nadii Boulanger. Warto pamiętać, że ten kompozytor był również wielkim działaczem muzycznym (inicjator Poznańskiej Wiosny Muzycznej i Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego). Czteroczęściowa sonata z roku 1953 to przykład dojrzałego, „unowocześnionego” neoklasycyzmu. Z czwartkowego wykonania zapamiętam pięknie kontrastujące ze sobą tematy z pierwszej części, będące wyrazem wielkiej wyobraźni muzycznej Szeligowskiego. Flecista Jan Krzeszowiec oraz pianista Piotr Sałajczyk wybornie ze sobą dialogowali. Mieli też nieskazitelne momenty unisono. W części II każdy z nich stworzył odrębny muzyczny świat brzmieniowy. Mikrokosmos fletowy oczarował nas kantyleną, fortepianowy był niezwykle dynamiczny i kolorowy. Części III i IV zaprezentowały wielkie możliwości techniczne obu artystów. Z akustycznego punktu widzenia wyśmienitym okazał się pomysł gry na fortepianie ze zdjętą klapą. Dzięki temu zabiegowi instrument wybrzmiał dodatkowymi tembrami.


 

Nie ukrywam, że przyszłam na koncert, bo chciałam usłyszeć przede wszystkim Pieśni Aurelii skomponowane specjalnie dla kwintetu LutosAir. Ich autor - pochodzący z Torunia Mateusz Ryczek (rocznik 1986) - to jeden z najsympatyczniejszych kompozytorów związanych z naszym miastem. Artysta współpracuje od lat z wieloma instytucjami kultury, a jego utwory są regularnie wykonywane na koncertach i festiwalach. Znany jest także jako juror kilku edycji Wrocławskiego Festiwalu Teatrów Szkolnych Zielona Gęś. Przede wszystkim jednak to prezes wrocławskiego oddziału Związku Kompozytorów Polskich i absolwent naszej Akademii Muzycznej w klasie Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil, Cezarego Duchnowskiego oraz Zbigniewa Karneckiego. Prywatnie Mateusz Ryczek jest szczęśliwym mężem i tatusiem. Ma trzy śliczne córeczki. Dwie starsze co jakiś czas utrwala w świecie dźwięków. Najmłodsza dziewczynka urodziła się niedawno, więc na muzyczne portrety musimy poczekać...

Pieśni Aurelii są próbą oddania w muzyce momentów z drugiego roku życia jego drugiej córki. Inspiracją do powstania cyklu były dziecięce dźwięki. Jak mówił sam kompozytor: „Kompozycja nie ma jednak charakteru reportażu. Elementy dźwiękonaśladowcze mają nadać utworowi lekkości i podkreślić jego pogodny charakter. Są one jedynie punktem wyjścia dla artystycznych przetworzeń i kompozytorskiej kreacji”. Publiczność od pierwszych taktów bardzo żywo przyjęła te impresje. Cechowała je prostota, bezpretensjonalność, zwarta forma i ciekawe efekty artykulacyjne, rytmiczne, agogiczne i dynamiczne. Cóż można powiedzieć – Pieśni Aurelii są po prostu urocze, nieprzegadane i niezwykle czytelne! Choć to nie reportaż, myślę, że każdy z nas usłyszał doskonale zabawne, chwiejne kroki uczącego się chodzić dziecka (I. TUP TUP), jedyny w swoim rodzaju spokojny oddech śpiącej dziewczynki – osiągnięty poprzez dmuchanie w czarę głosową waltorni (II. HA PSI), zdecydowane, ostre, stanowcze NIE NIE NIE (III), glissandowe głaskanie po plecach w czwartej pieśni: CACY i prawdziwą groźbę i natarczywość w DAJ (pieśń piąta), wyrażoną dwudźwiękami oboju. Finałowy TAJFUN (pieśń szósta) ukazał małą Aurelię wpadającą do pokoju i zapewne robiącą niemały bałagan...

 


 

I wreszcie na koniec koncertu mieliśmy okazję usłyszeć dzieło wciąż mało znanego w naszym kraju Karola Rathausa (1895–1954). Polski pianista i kompozytor pochodzenia żydowskiego, uczeń Franza Schrekera, wyemigrował z Europy do Stanów Zjednoczonych w 1938 (z powodu działań nazistów). Eine kleine Serenade op. 23 na klarnet, fagot, waltornię, trąbkę i fortepian z 1927 roku to jego ukłon w stronę bodaj najbardziej znanego dzieła Mozarta. Ukłon, rzecz jasna, zgodny z duchem czasów, w których żył Rathaus. W pamięci pozostanie mi na długo zwłaszcza niesamowity fortepianowy fragment solowy, przypominający najpiękniejsze piosenki z dawnych lat. Śpiewna partia waltorni była wykonana idealnie, podobnie jak wszystkie miejsca grane tutti. Trąbka con sordino dosłownie „błyszczała”, klarnet i fagot brylowały wirtuozerią. Cieszy mnie, że tak dobry zespół jak LutosAir Quintet działa w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu.

 


 


LutosAirQuintet:

Jan Krzeszowiec – flet,

Karolina Stalmachowska - obój

Maciej Dobosz – klarnet

Alicja Kieruzalska – fagot

Mateusz Feliński - róg

 


Fot. Joanna Stoga / z Archiwum NFM

Cyt. Brendy Dean Paul przytoczony za: https://www.wieniawski.pl/news/aktualnosci-towarzystwo-wieniawskiego/kim-byla-irena-regina-wieniawska-lady-dean-paul-poldowski-nieslusznie-dzis-zapomniana-utalentowana-kompozytorka-odkryj-ja-razem-z-nami.html
/dostęp na 16.12.2022/

Fot. R. I. Wieniawski - Bassano, z Wikimedia Commons /domena publiczna/ https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Poldowski_(R%C3%A9gine_(n%C3%A9e_Wieniawski),_Lady_Dean_Paul).jpg

/dostęp na 16.12.2022/





Popularne posty